piątek, 21 grudnia 2012

Kamp!- Kamp!


Z muzyką Kamp! pierwszy raz spotkałam się za sprawą remixu utworu ,, Dancing Shoes” Brodki. Na początku ich twórczość ograniczała  się jednak tylko do prezentowania kolejnych singli za pośrednictwem internetu, aczkolwiek z czasem ich popularność zaczęła wzrastać. Kolejno pojawiające się w sieci znakomite kawałki ,,Distance of the Modern Hearts”, ,,Cairo” czy ,,Sulk” tylko wyostrzały mój apetyt na pełnowymiarowy krążek. Album zatytułowany po prostu Kamp! ujrzał światło dzienne 23 listopada tego roku, panowie sami wydali ten krążek, za co wielki szacun! I na dodatek słucha się go świetnie! I mogę śmiało powiedzieć, że każdy z utworów to potencjalny przebój! Pomimo tego, iż możemy się na nim doszukać przeróżnych inspiracji od Empire Of The Sun po Junior Boys czy Daft Punk to zespół tak naprawdę pokazuje nam swoją własną twarz- muzykę świeżą, dopracowaną i nagraną z wielką pasją. Album otwiera utwór ,,Oaxaca”, który doskonale wprowadza nas w nastrój na nim panujący. W środku zimy przenosimy się w jakieś ciepłe miejsce za sprawą ćwierkających ptaków i delikatnych dźwięków na początku. Następnie klimat zmienia się na nieco klubowy- ,,Cairo” i nogi aż same rwą się do tańca. ,,Can’t You Wait” to z kolei jak dla mnie najbardziej wyróżniająca się kompozycja, a to wszystko ze względu na piękny saksofon i genialną gitarę basową, idealnie podkreślającą drapieżny charakter utworu. ,,Sulk”, na płycie bardziej dopieszczony niż w wersji singlowej. Jest chwilowym wytchnieniem, ale ma swoją dynamikę i jego finał przygotowuje nas na kolejną kompozycje- ,,Melt”. To utwór, który jest chyba najbardziej przebojowy, ani na chwile nie pozwala nam odpocząć. Myślę, że to kandydat do królowania na parkietach. ,,Lux Lisbon” chwilowo studzi gorącą atmosferę i koi zmysły nieco chilloutowym brzmieniem. Za chwile jednak pobudza nas ,,Distance of the Modern Hearts” przy którym nie sposób się nudzić, do tego magiczny wokal Tomka… Warto wspomnieć też o ,,New Frontier”, który wprowadza w muzyczny trans i wręcz hipnotyzuje. To jeden z trzech najlepszych utworów na tym albumie. Podsumowując, mamy tutaj do czynienia z płytą nieprzeciętną. Wielkie zalety to oryginalna barwa głosu Tomka oraz ciekawe i niekończące się pomysły na aranżacje. Dzięki temu dostajemy album wyjątkowy, dopracowany z 11 utworami które zupełnie inaczej brzmią. Ich muzykę można klasyfikować jako electro pop lub synth pop ale nie ma to raczej najmniejszego sensu. Kamp! nagrali po prostu znakomitą płytę!




sobota, 15 grudnia 2012

Grizzly Bear- Shields


Przyznam się szczerze, nigdy wcześniej nie wgłębiałam się w twórczość tego zespołu. Być może dlatego z dziecięcą ciekawością przysłuchiwałam się każdej sekundzie ich najnowszego albumu- Shields. I… zakochałam się. Możliwe, że jest to przesadzone wyznanie spowodowane moją obecną fascynacją Grizzly Bear, nie wykluczam tego. Aczkolwiek, na pewno ten krążek zasługuje na niemałą uwagę. To czwarta płyta tej nowojorskiej grupy, wydana po niespełna trzech latach od Veckatimest- krążka który zachwycił słuchaczy i krytyków. Shields, rozpoczyna się od ,,Sleeping Ute” i ,,Sapek In Rounds”, które oczarowywują swoją delikatnością i piękną folkową melodią. Moimi faworytami są jednak ,,Yet Again”, ,,Gun- Shy” i genialna, epicka ponad siedmiominutowa kompozycja ,,Sun In Your Eyes”. Fenomen tego albumu polega na bogactwie nie tylko instrumentalnym, ale też emocjonalnym. Wszystkie piosenki sprawiają wrażenie prostych utworów, to jednak tylko pozory. Shields, odkrywa przed nami swoje piękno dopiero kiedy poświęcimy mu odpowiednią uwagę i czas. Odkryjemy wtedy bogactwa tego albumu: idealne połączenie folku, psychodelji i dream popowej wrażliwości oraz jego muzyczny detalizm. Choć ten album nie uchronił się przed licznymi porównaniami do swojego poprzednika, to nie czuje się zawiedziona. Jest rewelacyjny i zniewalający, z czystym sumieniem mogę go polecić.




sobota, 8 grudnia 2012

Mumfords & Sons- Babel


Przez jakiś czas zupełnie nie rozumiałam mody na ten zespół. Przesłuchując ich płytę za pierwszym razem stwierdziłam, co to za country nazwane ładnie folk rockiem. Ta muzyka króluje w USA od dawien dawna, Amerykanie uwielbiają country, być może stąd tak wielka popularność zespołu również za oceanem.  Album poszedł w odstawkę… Występ na tegorocznym Openerze przegapiłam, ale w końcu nadszedł dzień w którym postanowiłam dać chłopakom drugą szanse. I przekonali mnie… tych piosenek słucha się znakomicie, a przy tym nogi same rwą się do tańca! Na ,,Babel” królują instrumenty takie jak akordeon, banjo, gitary akustyczne, mandolina skrzypce które znakomicie uzupełniają się tworząc spójną całość, nie do podrobienia! Jednak najważniejszy jest wyróżniający się wokal Marcusa, który kreśli emocje poszczególnych kompozycji. Perełkami tego albumu są ,,Ghost That We Know”, ,,Hopeless Wanderem”(przepiękny utwór pełen pasji i emocji), oraz ,,Whisper In The Dark” przypominający trochę ,, Little Lion Man” z ich debiutanckiego albumu. Nie będę jednak ukrywać, że większe wrażenie robi na mnie właśnie ich pierwszy album, być może dlatego, że druga płyta jest kontynuacją ścieżki obranej na ,,Sigh No More”. Zupełnie nie spodziewałam się tego, iż taka muzyka może osiągnąć tak wielki sukces artystyczno- komercyjny. Zastanawia mnie co prawda co będzie dalej, czy starczy im pomysłów na kolejne płyty ale zobaczymy… Pewne jest jednak to, że muzyka M&S porywa, jest żywiołowa a zarazem poruszająca i emocjonująca, myślę, że za tym kryje się sukces tego zespołu.




Ze specjalną dedykacją dla fana M&S- kolegi Marcina N. ;)

środa, 5 grudnia 2012

Warpaint- The Fool


Pod nazwą Warpaint kryje się w tej chwili czwórka młodych dziewczyn z Los Angeles. Przez jakiś czas do zespołu należał również członek Red Hot Chilli Peppers- Josh Klinghoffer. Do tej pory zespół wydał w 2009 roku EPkę oraz jeden album długogrający, właśnie- The Fool. Muzykę wykonywaną przez dziewczyny określa się różnorako od indie rocka przez dream pop, new wave, aż po psychodelię i art rock. Jakiekolwiek określenie pasuje najbardziej, każdy z tych gatunków można znaleźć w ich muzyce. Większość utworów jest spokojna ale niezwykle rozbudowana. Muzyka Warpaint jest bardzo hipnotyzująca, emocjonalna ale też mająca w sobie pewną ostrość. Kawałki jeden po drugim uwodzą swoją łagodnością i nieco psychodelicznym klimatem a za chwile zaskakują mocnym post- rockowym przejściem za sprawą wyrazistego basu i świetnej perkusji. Do tego jeszcze dostrzegam tu dyskretnie schowaną trochę na drugim planie elektronikę. Delikatne syntezatory, szmery. Wyjątkiem jest piękny akustyczny utwór ,,Baby”. Reasumując, całość jest bardzo różnorodna i tajemnicza, ale wciąga i momentami wręcz zachwyca! Na wyróżnienie zasługują na pewno: rewelacyjny tytułowy utwór ,, Warpaint”, oczywiście ,, Set Your Arms Down” (kapitalne gitary), przepiękne ,,Undertown” i pokręcone ,,Bees” ( genialna sekcja tym razem z naciskiem na bas). Bardzo, bardzo warto przesłuchać ten album, szczególnie jeśli lubi się tego typu granie, ja uwielbiam! Jest on w czołówce moich ostatnich odkryć. 








wtorek, 4 grudnia 2012

Delphic- Acolyte


Delphic to kwartet z Manchesteru, który niestety nie odniósł wielkiego sukcesu na listach przebojów, jednak wiele osób kojarzy ich utwory z reklam, gier komputerowych i list przebojów alternatywnych stacji muzycznych. Nawet w Polsce ich kawałek ,,Clarion Call” został wykorzystany do prezentacji jesiennej ramówki telewizji TVN.  Ten numer otwiera album, który pełen jest niezwykłych pomysłów i emocji. Ich brzmienie określane jest jako electro/ indie rock czyli doskonałe połączenie gitar i elektroniki. Utwory z Acolyte nie dość, że wpadają w ucho, melodie i teksty nie chcą wyjść z głowy, to jeszcze transowe rytmy powodują, że ma się ochotę do nich tańczyć i słuchać ich bardzo głośno. Klimat brytyjskiej muzyki z lat 80, dodają brzmienia przywołujące atmosferę nagrań New Order i Duran Duran. Mnie najbardziej ujęły kompozycje ,,Counterpoint”, ,,This Momentary” ( być może też ze względu na niezwykle poruszający teledysk sfilmowany w okolicach dawnej elektrowni w Czernobylu). Na tej płycie cały czas coś się dzieje, każdy utwór czymś innym mnie zaskakuje nie ma mowy o znużeniu.  Nie mogę się doczekać ich nowego krążka, ma się on pojawić już w przyszłym roku i mam nadzieję, że zespół czymś jeszcze zaskoczy. Jeżeli szukacie płyty która urzeka, intryguje i zostaje w pamięci na dłużej to koniecznie musicie poznać Acolyte.



niedziela, 2 grudnia 2012

Koncert Archive, MTP Poznań


Dzięki moim przyjaciołom którzy sprezentowali mi bilety na ten koncert mogłam wziąć udział w tym niezwykłym wydarzeniu. Muzyki tego zespoły nie da się jednoznacznie sklasyfikować, co było również słychać na koncercie. O ich ostatnim albumie ,,With Us Until You’re Dead” pisałam Wam już wcześniej i ramach promocji tego krążka i po świetnym przyjęciu zespołu wiosną 2011 w Polsce, Archive wyruszyli w jesienną trasę. Mogliśmy ich zobaczyć w Warszawie, Krakowie, Gdańsku i oczywiście w Poznaniu. Ich koncert w Poznaniu, potwierdził że Brytyjczycy są mistrzami budowania niepokojącego klimatu. Gitary, elektronika i piękne wokale- to wszystko potrafią wkręcić we wciągający postrockowy hałas. Największe wrażenie zrobiło na mnie wykonanie kultowego już utworu ,,Again” zaśpiewany przy skromnym akompaniamencie, oraz numery ,,Hatchet” i ,,Violently” z niezwykłym wokalem Holly Martin. Dla takiej muzyki i tych emocji warto było, a kto nie był niech żałuje.


wtorek, 27 listopada 2012

Saltillo- Ganglion


Saltillo to pseudonim artystyczny amerykańskiego malarza, ilustratora i przede wszystkim muzyka Mentona J. Matthewsa. Jak dla mnie to wręcz muzyczny geniusz! Potrafi grać na wiolonczeli, skrzypcach, altówce, fortepianie, gitarze, gitarze basowej, perkusji. Wszystkie te umiejętności są wyczuwalne na jego pierwszej płycie Ganglion. Ten krążek to połączenie pięknego brzmienia klasycznych instrumentów i elektroniki, jednak nie tylko to świadczy o wyjątkowości tej płyty ale przede wszystkim jej wyjątkowy klimat. Główny nurt tej muzyki to na pewno trip- hop, jednak są też szybsze utwory i cudowne sample. Oprócz tego, że same melodie są ucztą dla naszego ucha to dodatkowych emocji dostarczają teksty poszczególnych utworów. Ich twórcami są m.in. William Shakespeare czy Edgar Allan Poe. I tak na przykład w utworze ,,A Hair on the Head of John the Baptist” słyszymy rozmowę Ofelii z Hamletem. Nie potrafię jednak wyróżnić jakiś konkretnych kompozycji z tego albumu, gdyż każda z nich jest inna, wyjątkowa i wywołuje różne emocje. Moją uwagę zwróciła również piękna okładka, na której widoczne są skrzypce na rozmazanym tle lasu. Nie są one dominującym instrumentem na tej płycie ale bardzo ją wzbogacają. Twórczość tego artysty jest godna uwagi każdego kto potrafi docenić dobrą muzykę. Mnie osobiście ten krążek urzekł od pierwszego do ostatniego utworu, jest dość eksperymentalny ale świadczy to tylko o tym że autor miał wiele dobrych pomysłów, które potrafił zrealizować. Nie każdemu się spodoba oczywiście ale warto poświecić jej chwilę swojej uwagi.


piątek, 23 listopada 2012

Ataxia- Automatic Writing


To amerykański alternatywny projekt, który tworzą: John Frusciante ( były gitarzysta Red Hot Chilli Pepers), Josh Klinghoffer ( gitarzysta Red Hot Chilli Pepers) i Joe Lally ( basista zespołu Fugazi). Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego albumu, być może dlatego, że przez cały okres w RHCP John żył jakby w cieniu Anthony’ego. Jakże wielkie było moje zaskoczenie po pierwszym przesłuchaniu krążka. To 5 hipnotyzujących utworów, które trwają od 6 do 13 minut. Szkoda, że ten projekt przetrwał tylko dwa tygodnie, ale dla tych 50 minut ciekawej rockowo- elektronicznej mieszanki warto było. Ten album kipi energią, i wprawia w niesamowity nastrój. Jest bardzo dojrzały i ambitny. Nie jest to zwyczajny rock, ale mieszanka pięknej gitary, perkusji i syntezatora co wprowadza do tej muzyki elementy nowej fali i elektroniki. Magnetyzuje, chce się go słuchać na okrągło, a utwór ,,The Sides" to mistrzostwo! Zaskakujący jest też dla mnie wyjątkowo dobry i ciekawy wokal Johna i charakterystyczny styl gry, którego na pewno będzie brakowało na nowych albumach RHCP. Można powiedzieć, że najlepszy gitarzysta RHCP powrócił z wielką pompą i nagrał album rewelacyjny! Gorąco polecam!


czwartek, 22 listopada 2012

Sóley- We Sink


Drugi debiutancki album członkini islandzkiego zespołu Seabear. Ta drobna niepozorna blondynka dotychczas jakby trochę ukrywała się przed światem. Jednak ten najnowszy krążek pokazuje liryczność i wrażliwość tej artystki. Ta muzyka przenosi nas w niezwykły klimat jakby rodem z horroru. Sóley zabiera nas do innego świata, nieco mrocznego gdzie skrzypi podłoga i z daleka słychać grającą starą pozytywkę. Już sama okładka przykuwa uwagę i razem z muzyczną zawartością tworzy hipnotyzującą całość. Słuchając tej płyty w ciemności czuć dreszcze i niepokój a muzyka jest idealnym tłem tego nastroju. Album otwiera ,, I’ll Drown” z delikatnym dźwiękiem fortepianu, tamburynu i oddalonej perkusji. Sóley czaruje od samego początku także swoim głosem delikatnym, marzycielskim i czasem dziecięcym. Mistrzostwem jest ,,Pretty Face” idealnie budujący nastrój niepokoju przy pomocy tamburynu, pianina i pięknej melodii. Ballada ,,Blue Leaves”  uzależnia przepięknym refrenem, który ciężko zapomnieć. W ,,Kill The Clown” pojawia się nawiązanie do mrocznej kołysanki,  które kreuje bajkowy klimat stopniowo zmieniający się w senny koszmar. Kontynuacją tego utworu jest ,,Fight Them Soft”, które sprawia wrażenie zamkniętej w pozytywce melodii. Jest to znakomity wstęp do momentu jakby najważniejszego na całym albumie, kawałka ,,About Your Funeral” który wywołuje różne odczucia. Klimat grozy przeplata się z motywami placu zabaw oraz wesołego miasteczka. Zakończeniem całego dzieła jest ,,Theater Island” utwór pełen tęsknoty ale i nadziei. Całość uchyla nam jakby rąbek niezwykłego muzycznego świata Sóley.  Artystki w pełnym tego słowa znaczeniu. Niezwykle wrażliwej i bardzo utalentowanej!  Mogę tylko na sam koniec napisać, że to płyta jedyna w swoim rodzaju i genialna pod każdym względem!


środa, 21 listopada 2012

Minerals – White Tones


Kolejny niezwykle zaskakujący polski debiut. W skład zespołu Minerals wchodzi pięciu bardzo utalentowanych muzyków, którzy grają ze sobą tak naprawdę od niedawna. Muzykę zespołu można porównywać do twórczości Coldplay, Radiohead czy Travis, jednak pomimo tego ten album naprawdę mnie zaskoczył. Przede wszystkim dlatego, że jest to polski zespół wzorujący się nieco na brytyjskich zespołach rockowych ale też ukazujący swój własny niepowtarzalny styl. Ich muzyka zaskakuje i czaruje ale jest przy tym przebojowa i alternatywna. Tego albumu słucha się z wielką przyjemnością od samego początku aż do końca. Słysząc ich muzykę w radiu, nigdy nie pomyślałabym że to polski zespół. Oczywiście nie chcę tutaj wygłaszać jakieś twierdzenia, że Polskie znaczy złe, ale z pewnością brakuje nam takich kapel!   
Krążek otwiera utwór ,,01010110", który urzekł mnie swoją delikatnością i melancholijnością. Kolejny ,, Last Time" to potencjalny radiowy przebój, choć u nas niestety nim nie będzie... Moim ulubionymi kawałkami z tej płyty są ,, Discount" i ,, Heart& Sea" - są genialne!. Pomimo spójności stylistycznej, ten album nie jest nudny, każdy z utworów wnosi coś nowego, zniewalającego. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętność chłopaków do tworzenia pięknych, szlachetnych kompozycji. To jeden z najlepszych debiutów tego roku!






wtorek, 20 listopada 2012

Bat For Lashes – The Haunted Man


Świeżutki i długo wyczekiwany przeze mnie album Natashy Khan- brytyjskiej piosenkarki.  Dwa poprzednie ,, Fur And Gold” z 2006 roku oraz ,, Two Suns” z 2009 roku oczarowały mnie swoją baśniową, pełną wyjątkowych dźwięków atmosferą. Najnowsza płyta, choć nadal oddziałuje na moją wyobraźnie i wrażliwość całościowo owej magii niestety nie posiada. Jest muzycznie trochę bezpłuciowa i brakuje na niej pomysłów na zapadającą w pamięć melodie. Być może zbyt wygórowane były moje oczekiwania, ale ,, The Haunted Man”  wymarzył mi się trochę inaczej. Możliwe, że mój zapał zbyt rozpalił koncert  Bat For Lashes na Haineken Open’er Festival. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to zły album. Jest on jednak jakby powtórką tego co mogliśmy znaleźć na poprzednich krążkach, a ja osobiście oczekiwałam czegoś co znowu mnie oczaruje, zaciekawi. Sama Natasha w jednym z wywiadów przyznała, że do braku inspiracji na kolejny album, co niestety teraz słychać. Nie widać postępu, który zespół powinien był zrobić w ciągu tych trzech lat. Poszczególnym utworom niekiedy brakuje nieprzewidywalności i pięknych melodii, co było niezwykle ważnym elementem poprzednich starych kawałków. Jednak mimo wszystko album ten i tak wybija się ponad przeciętność. Tym razem więcej miejsca w muzyce Bat For Lashes zajęła elektronika, być może trochę za dużo. Pieśni ,,All Your Gold”, ,,Marilyn”, ,,Rest Your Head” czy ,,A Wall”  na szczęście ratują ten album. ,,All Your Gold” to piękne partie skrzypiec (!!!) i  fenomenalne bębny. Jednak najpiękniejszym kawałkiem w chyba całej twórczości Natashy jest ,, Marilyn”, dopieszczona w każdej sekundzie melodia rozwija się dramatycznie i czaruje każdy zmysł. Jak dla mnie cudo!! Dla tych kilku perełek warto znać ten album i warto na pewno przyjrzeć się bliżej twórczość Bat For Lashes. Przede wszystkim ze względu na poprzednie, genialne albumy Natashy.




poniedziałek, 12 listopada 2012

Tres. B at Chmury, Warszawa

O tym bardzo zdolnym trio pisałam już Wam wcześniej. Jednak w ten weekend miałam (w końcu) okazję być na ich koncercie. Bardzo zależało mi na zobaczeniu ich na żywo już na tegorocznym Openerze, niestety zatrzymało nas błoto i deszcz... Na szczęście nie ma tego złego... Koncert w warszawskich Chmurach był z pewnością całkiem inny niż ten na festiwalu. Chociażby dlatego, że koncert w Warszawie odbył się w małym klubie na Pradze, przez co miał wyjątkowy bo kameralny klimat. Wybierając się na ten występ spodziewałam się tłumów, zawiodłam się ale sam koncert zrekompensował mi to w pełni. Zespół rozpoczął od mojego ulubionego kawałka z albumu ,,40 Winks of Courage"- ,,The Goose Hangs High", uwielbiam wstęp do tego utworu a na żywo brzmi to jeszcze lepiej! Cały set Tres. B skłądał się w większości z kawałków z nowej płyty, ale były też i stare utwory np. ,,Visionary"- mój faworyt z ich poprzedniego krążka. Muszę zwrócić też uwagę na bardzo dobry klimat, jaki wokalistka nawiązała z publicznością. A wtórował jej grający na gitarze Oliver Heim, który podbił serca wielu osób swoją łamaną ale jakże uroczą polszczyzną. Nie obyło się oczywiście bez bisu, na którym usłyszeliśmy śpiewany przez Olivera ,, Let It Shine". Po koncercie każdy mógł dostać autograf, osobiście porozmawiać z zespołem i podzielić się wrażeniami, co oczywiście uczyniłyśmy ;) Misia okazała się strasznie fajną sympatyczną, zwyczajną dziewczyną z którą można porozmawiać o muzyce ale nie tylko. Trzymam kciuki za ten zespół, gdyż jest to kapela która nie ogranicza się do jednego stylu w muzyce a poza tym głos Misi jest piękny, delikatny i zauroczy chyba każdego słuchacza.


wtorek, 6 listopada 2012

Bon Iver- For Emma, Forever Ago i Bon Iver


Rozpocznę od debiutanckiego albumu Justina Vernona znanego jako Bon Iver o tytule ,,For Emma, Forever Ago”. Pomimo tego, że jest to krążek nagrany na starym prostym sprzęcie jest magnetyczny. Nie ze względu na same utwory, ale dzięki prostemu brzmieniu i nastrojowi które okazały się w tym przypadku kluczem do sukcesu dla Bon Iver'a. Trzeba wspomnieć o tym, że nagrywając ten krążek artysta zaszył się na kilka miesięcy na wsi w domu swojego ojca. W efekcie powstały piękne, skromne ale pełne emocji utwory, które intrygują od pierwszego przesłuchania- wyciszona gitara, stonowany śpiew i rewelacyjne połączenie gitary akustycznej z subtelną elektroniką.  Dla mnie jest to krążek imponujący i pokazuje, że nie potrzeba nowoczesnego studia żeby nagrać oryginalne i łapiące za serce brzmienie a dowodem na to są utwory: ,,Skinny Love", ,,Flume", ,,For Emma", itd.
Rok 2011 pojawia się drugi krążek Vernona, nie zajmę się szczegółowym porównywaniem obu albumów, gdyż pomimo tego, że płyta jest zupełnie inna od poprzedniej jest równie znakomita! Gdy tylko przesłuchałam pierwszy utwór ,,Perth” wiedziałam, że znalazłam perełkę a to był dopiero początek. Spokojny, melancholijny wstęp i poruszający głos Vernona sprawiają, że za każdym razem czuje inne emocje. Na uwagę zasługują również ,,Holocene”, ,,Towers”, ,,Michicant”, i oczywiście promujący płytę singiel ,,Calgary". Muzykę Bon Iver’a ciężko zdefiniować i nie będę chyba nawet próbowała tego robić.
Całość urzekła mnie dopiero po kilku odsłuchach.  Jednak z każdym kolejnym odtworzeniem albumu zaczynam zauważać coraz więcej jego mocnych stron, dlatego nie można odrzucać jej zbyt szybko, bo można stracić coś naprawdę pięknego, nieskazitelnego i bardzo cennego.



sobota, 3 listopada 2012

Sorry Boys- Hard Working Classes


Album co prawda z 2010 roku, ale nie mogłam go pominąć. Rewelacyjny debiut warszawskiej formacji Sorry Boys czaruje nie tylko charyzmatycznym głosem wokalistki- Izy Komoszyńskiej, ten zespół łączy ze sobą dream popową melancholie z rockowym dramatyzmem. Tym sposobem do naszych rąk trafia album z piękną muzyką i świetnymi, wielowątkowymi kompozycjami.
Już pierwszy tytułowy numer przekonuje, że jest to album wyjątkowy. Każdy utwór to zagadka, którą rozwiązujemy dopiero po dokładnym przesłuchaniu. Najmocniejsze utwory na tym krążku to z całą pewnością ,, Chance”, ,, Cancer Sign Love” i ,,I Feel Life”, nadający płycie trochę jazzowego koloru (genialny saksofon!!). Na uwagę zasługuje również bardziej rockowy, brudny ,,Salty River” z jakże agresywnym wokalem Izy. Muzycy ubarwiają do tego wszystko intrygującymi dźwiękami, stworzonymi przez różnorodne instrumenty, które razem tworzą szeroki koloryt dźwięków od rockowo- jazzowych po egzotyczne. Sorry Boys nie powierzyli wyprodukowanie albumu żadnemu amerykańskiemu czy też brytyjskiemu producentowi, utwory zostały zmiksowane tylko i wyłącznie przez Polaków (m.in. Piotra Zygo), wiadomo jednak, że bez porywających dźwięków i wyjątkowego wokalu żaden producent nie zrobi wielkiego muzycznego dzieła. W tym przypadku wystarczyła tylko niewielka pomoc. Bez wątpliwości mogę powiedzieć, że mamy do czynienia z materiałem bardzo dobrym i niestety zbyt mało docenianym w naszym kraju, a szkoda. Jeżeli jeszcze nie słyszeliście, przesłuchajcie go koniecznie!


środa, 31 października 2012

SBTRKT


Świetny debiut londyńskiego producenta, znanego dotychczas z remiksów dla m.in. Basement Jaxx i M.I.A. SBTRTK to pseudonim Brytyjczyka  Aarona Jerome, który dołączył do grupy artystów, którzy starają się ukryć swoją tożsamość kryjąc swoją twarz za maską. W ten sposób z relacji między muzyką i słuchaczem zniknąć ma kontekst samego twórcy. Jego debiutancki album to muzyka przyciągająca klubową atmosferą, lekkością, ale też zmysłowymi, soulowymi brzmieniami. Takim oto sposobem Jerome łączy kawał dobrej basowej muzyki z afrykańskimi dźwiękami ( sam jest Nigeryjczykiem z pochodzenia).  Na albumie widać perfekcjonizm SBTRTK, każda linia syntezatora i basu jest dokładnie dopracowana. To niesamowite, że słuchając tej płyty odczuwamy niemal fizyczną przyjemność. Nie oznacza to jednak, że imponuje on w każdym calu. Kilka utworów wyróżnia się ewidentnie na tle całego albumu. ,,Wildfire” z Yukimi Nagano (z Little Dragon), ,,Right Thing To Do” ft. Jessie Ware, czy ,,Pharaohs” to faworyci tego albumu i uwaga uzależniają! Ten ostatni ,, Pharaohs” zachwyca optymizmem, a wokal i świetnie brzmienie tworzą naprawdę dobry numer. Nie jest to może płyta, która odmieni dzieje muzyki elektronicznej, ale na pewno warto ją znać! Mogę jeszcze tylko dodać, że SBTRTK dał rewelacyjny koncert na tegorocznym Haineken Opene’r Festival! Razem z przyjaciółką dałyśmy się zupełnie porwać tej muzyce, chociaż nie są to w ogóle nasze klimaty ;)


poniedziałek, 29 października 2012

Buldog- Laudatores Temporis Acti


Tak jak poprzednia płyta Buldoga, również ta jest pełna jest własnych interpretacji poezji Tuwima, Asnyka czy Wojaczka. Buldog na początku swojej kariery był kapelą typowo punk-rockową, jednak ostatnie dwa albumy kwalifikują raczej ten zespół jako reprezentanta ,,poezji śpiewanej” jednak w trochę rockowy i co za tym idzie wyjątkowy sposób. Poprzednia płyta zespołu wywarła na mnie ogromne wrażenie, dlatego spodziewałam się czegoś równie dobrego lub też jeszcze lepszego i z wielką niecierpliwością czekałam na tą premierę. Głos Tomasza Kłaptocza bardzo dobrze znam i pewnie wy również z kapeli Akurat, jednak myślę, że dopiero w Buldogu Tomasz pokazał cały swój potencjał możliwości wokalnych. Przy całym szacunku do poprzedniego wokalisty Buldoga- Kazika, Tomasz ma dużo większe możliwości wokalne. Potrafi tak dyrygować swoim głosem, że bez problemu ukazuje słuchaczowi zarówno barwę ciepłą i gładką jak i tą dramatyczną. Album Laudatores promuje utwór ,,Piosenka o Bośni", szczerze trochę zdziwił mnie ten wybór, gdyż uważam, że ta piosenka jest stosunkowa najmniej zaskakująca i wręcz nijaka... Na szczęście to tylko taki mały minusik tej płyty. Utwory takie jak ,,Humoreska", ,,Jeżeli Jest", ,,Niczyj" czy ,,Modlitwa za rzeczy" zachwycają od pierwszych dźwięków. Słuchacz angażuje się w każdy kolejny utwór od pierwszej do ostatniej sekundy. Należy również wspomnieć o różnorodności dźwięków na tym albumie, o nudzie nie ma mowy. Bez wahania można powiedzieć że, płyta Laudatores to kawał ambitnej polskiej muzyki. Czy będziemy potrafili to docenić...?



środa, 24 października 2012

Polacy też potrafią! L.Stadt- EL.P


Płyta na miarę zagranicznych produkcji! I nie chodzi mi tutaj o jakieś amerykańskie standardy, tylko o to że ten zespół ma naprawdę w sobie coś ze starych, rockowych zagranicznych kapeli. Jest tym czego szukałam od dawna… rockowo- surfowy z fajnym wokalem, kolejne utwory na płycie nie brzmią tak samo pomimo tego, że są w podobnej stylistyce. Startujemy od „Deth Of A Surfer Girl” trochę zaleciało Depeszami ale fajny aranż. W ,, Fashion Freak” usłyszymy idealnie wkomponowane latynoskie rytmy. Właściwie każdy z utworów na tej płycie jest inny i mógłby być singlem. L.Stadt doskonale wiedzą jak bawić się dźwiękiem i jak kombinować z wokalem. Tu należy się pokłon w stronę wokalisty- Łukasza Lacha, to jeden z najlepszych głosów na polskiej scenie muzycznej! Jest raz niski i zachrypnięty a innym razem wysoki i magnetyczny jak w ,,Smooth” . Niezwykle ciekawy jest również kawałek ,,Mums Attact”, stylistycznie bardzo przypominający rockowe hiciory lat 60-tych i 70-tych.  Najlepszym kawałkiem na tej płycie jest jednak dla mnie bez wątpienia ,, Jeff”, jest najbardziej ekspresyjny i trzymający w napięciu. Ten album to prawdziwa ,,perełka” wypełniona ciekawymi pomysłami,  i pomimo tego że jest dość krótki to jego zawartość w pełni nam to rekompensuje. Świetnie się go słucha,  przepełnia go niesamowita energia i radość. Mogę tylko dodać, że za produkcję albumu odpowiedzialny jest niejaki Mikael Count, znany ze współpracy z Radiohead, No Doubt i New Order!! 


wtorek, 23 października 2012

Noon- Bleak Output Special Edition


Zdradzę Wam  jedną z moich tajemnic, a jest nią właśnie ten album. Nowa edycja ( a dokładniej czwarta) klasycznego, niektórym już dobrze znanego krążka ,, Bleak Output”. Jeśli jesteście w gronie osób nie znających go jeszcze, nie wiecie co tracicie!!
Noon, to pseudonim polskiego producenta hip- hopowego Mikołaja Bugajaka. Pierwowzór został początkowo wydany w Holandii, dopiero później w Polsce. Znajdziemy na niej sample pozyskiwane wyłącznie z polskich płyt winylowych, które wprowadzają w niezwykły klimat tego albumu. To co wyróżnia muzykę Noon'a to emocje jakie biją z każdego kawałka, różnorodność dźwięków które powodują, że nie da się go zaszufladkować. To muzyka owiana tajemnicą, uczuciami, pięknymi dźwiękami instrumentów. Ktoś bardzo mi bliski kiedyś przyniósł mi kiedyś płytę CD na której były właśnie utwory z tego albumu, pamiętam dokładnie ten dzień, pierwszy odsłuch i każdy kolejny. ,, Bleak Output” przenosi nas w nostalgiczną podróż po muzyce, nie tylko hip- hopowej.  Jest to płyta której nie można nie znać!! Słuchając bitów Noon'a zostajemy wprowadzeni w niezwykły świat melancholii, rozmaitości dźwięków, poruszających sampli, które jakby żyją swoim drugim życiem. Myślę, że nawet osoby nie słuchające rapu nie mogą przejść obok tej pozycji obojętnie. Bardzo, bardzo gorąco polecam Wam przesłuchanie chociaż kilku utworów! Z pewnością to nie jest album, którego słucha się non stop, czy też który można przesłuchać w autobusie w drodze do pracy. To ucieczka od rzeczywistości, z której ciężko jest wrócić na ziemie.

poniedziałek, 22 października 2012

Chłopcy Konta Basia- Demo


Ludowy folklor w postaci ballad, przyśpiewek i gawęd a wszystko to we współczesnej jazzowej aranżacji. Brzmi ciekawie i zachęcająco i takie jest. Ta kapela powstała, gdzież by indziej jeśli nie w Krakowie, a zasłynęła w komercyjnym telewizyjnym show Must be the music. Szczerze, ja sama pierwszy raz usłyszałam ich właśnie w tym programie i od razu zaciekawiła mnie różnorodność dźwięków i interesujący tekst utworu który akurat wykonywali- ,,Sukienka” (genialny kawałek!). Cały zespół składa się z trzech osób: Basi Drylak- wokal, klarnet, drumla, Marcina Nenko- kontrabas,  Tomasz Waldowski- perkusja. Zadziwiające jest dla mnie, to że trio brzmi lepiej niż niejedna kilkunastoosobowa kapela!! Wokalistka zespołu- Basia zaraża nas swoją fascynacją do tradycyjnych pieśni i daje się to odczuć na ich koncertach. Mogę to powiedzieć to z własnego doświadczenia, gdyż miałam okazje posłuchać chłopców i Basi na żywo na tegorocznym Heineken Open'er Festival. Moim zdaniem był to jeden z najlepszych koncertów tego festiwalu. Dwudziestokilkuletnia Basia w sposób tak ekspresyjny wyśpiewuje swoje pieśni że trudno nie zauroczyć się ich muzyką ;)  W połączeniu ze świetnym akompaniamentem tworzy to jazzowo-folkowe rytmiczne świeże brzmienie. Teksty utworów są pisane w oparciu o zapiski etnografów i archiwalne nagrania, po to by oddawały klimat  starodawnych przyśpiewek i baśni. Bardzo, bardzo polecam Wam przesłuchanie tego Dema.

Scoffers- koncert w Dylemat Cafe, Poznań


Kapela zupełnie mi nie znana, na ich koncert trafiłam przypadkiem. Oprócz tego, że jak wiadomo kameralne koncerty mają swój niezwykły klimat to mogę z pewnością powiedzieć, że był to bardzo dobry koncert! Zespół, jak się dowiedziałam powstał w 2011 roku i składa się z piątki młodych ludzi, po których widać, że muzyka jest ich największą pasją.Zespół charakteryzuje połączenie instrumentów klasycznych z elektronicznym brzmieniem samplowanej perkusji tworzonej przez dj’a. Był to jeden z tych koncertów na który z pewnością poszłabym jeszcze raz, i zespół na którego album czekam. Głos wokalistki zespołu w połączeniu z pięknym brzmieniem saksofonu, skrzypiec, syntezatorów, gitary tworzy bardzo ciekawe brzmienie, śmiałabym powiedzieć alternatywne, trip- hopowe. Na koncercie słyszałam jak niektórzy porównywali ich do Portishead, ale ja osobiście nie lubię tego typu porównań. Moim zdaniem zespół brzmi świeżo i dzięki pięknemu, specyficznemu głosowi wokalistki magicznie. 

Tres.B- 40 Winks Of Courage


Album  sfinansowany w dużej części przez fanów tego zespołu, sama gdybym wiedziała wcześniej o tej inicjatywie na pewno wsparłabym ten projekt. Poprzedni, świetny album tej kapeli pełen był różnych instrumentów ale równocześnie był lekkim artystycznym nieładem. Ta płyta jest zupełnie inna, subtelnie zaaranżowane utwory, a do tego piękny lekko zachrypnięty głos Misi- wokalistki zespołu. Jej głos idealnie komponuje się z utworami, które nie raz wprowadzają nas w zadumę a nie raz tryskają energią i intrygują. Pomimo różnorodności tego albumu nie możemy powiedzieć, że jest on nie spójny. Wszystko w piękny, nastrojowy sposób się ze sobą łączy. Nie można tu również mówić o nudzie,  wolniejsze utwory budują nastrój całego albumu, są ich nieodłączną częścią. Nawet okładka krążka  idealnie współgra z jego zawartością. Różnorodność barw i detali ukazuje jego delikatność jak i zarazem mroczne oblicze. Moim zdaniem jedna z najlepszych płyt tego roku!




Archive- With Us Until You’re Dead


Wyczekiwany przez wszystkich album Archive z pewnością nie zawiódł wszystkich fanów tego zespołu. Nie mogę powiedzieć, że zaliczam się do nich. Oczywiście bardzo doceniam wszystkie ich albumy, i wracam do nich od czasu do czasu, jednak jakoś nie do końca działa to na mnie. Jest to tylko i wyłącznie moja subiektywne odczucie. Wracając do najnowszego albumu Archive, jest bardzo nieźle.  Ważną cechą tego krążka jest wyraźny powrót do korzeni trip- hopowych, w połączeniu oczywiście z muzyką symfoniczną i progresywnym rockiem. Zespół daje nam na swojej najnowszej produkcji wyraziste melodie oraz znane nam już piękne wokale i nowy nabytek- Holly Martin- kobieco ale miejscami mrocznie i zachrypnięcie. Nie zmienię zdania co do tego, że Archive są mistrzami budowania nastroju. Brakuje mi tylko na nim perełki na miarę znanego chyba wszystkim ( mam taką nadzieję) ,,Again” czy ,,Lights”. To z pewnością bardzo dobra płyta, właściwie o każdym z utworów można by napisać oddzielną recenzję, tylko po co… Myślę, że każdy odbiera je na swój sposób ( to jest jedna z wielu zalet tej płyty). Jest to muzyka alternatywna, i każdy z osobna powinien jej posłuchać, sprawdzić i ocenić sam. Moje oczekiwania wobec tej płyty zostały prawie spełnione.



The Boxer Rebellion- The Cold Still


Trafiłam na nich zupełnie przypadkiem, buszując po sieci i muszę przyznać, że to jeden z najważniejszych albumów w moim życiu.  Zauroczył mnie od pierwszego odsłuchu… Głęboki,  piękny głos Nathana- wokalisty zespołu działa tak na wszystkie moje zmysły, jak tylko jeszcze wokal Chrisa Cornella ;)) Każdy kolejny utwór przyprawia o dreszcze, pomimo iż cały album jest dość melancholijny. Nie brakuje na nim jednak szybszych utworów jak ,, Step Out Of The Car” czy „ The Runner”. Każdy z utworów ma coś w sobie, jakąś magie która powoduje że chce go się słuchać cały czas. Ballady ,, No Harm”, czy przede wszystkim ,,Caught By The Night” wzruszają, są idealne! Ciężko po nich się otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości. The Cold Still to trzeci album tego zespołu. Poprzedni równie dobry Union, który był w pierwszej piątce na liście iTunes w Anglii i USA. Nie można pominąć też tego, że The Cold Still wydany został nakładem własnej wytwórni zespołu, który chciał pozostać niezależny i chyba wyszło im to na dobre. Album pokazuje wszystko to co najlepsze w The Boxer Rebellion, czyli piękny głos Nathana, świetne teksty, poruszające utwory.  Skradli moje serce, może skradną i wasze ;)








Na dobry początek...


Zacznę może od tego czemu postanowiłam założyć bloga. A więc od zawsze największą moją miłością i pasją mojego życia była muzyka. Jeżeli można być od niej uzależnionym to z pewnością ja jestem, ale wcale nie mam zamiaru iść na odwyk. Niestety zostałam pozbawiona jakiegokolwiek talentu wokalnego, a gra na instrumentach nie do końca mnie kręciła... Wolałam zawsze szukać nowych brzmień, odkrywać stare albumy, które pokochałam, lub nie. Stare płyty winylowe, kasety magnetofonowe (Nirvana, Hey, Elvis Costello, Johnny Cash, The Beatles) wyszperane gdzieś w rzeczach mojej kuzynki, wuja, mamy, były dla mnie największymi skarbami!

Od jakiegoś czasu kilku moich znajomych, często prosiło mnie o przesyłanie maili z muzyką którą akurat słucham, która zrobiła na mnie wrażenie. Chcieli posłuchać czegoś interesującego, świeżego, czegoś czego wcześniej nie słyszeli, a co im w jakiś sposób poleciłam. Stąd wziął się pomysł na założenie bloga. Osoby które mają fizia na punkcie muzyki tak jak ja będą mogły przeczytać co sądzę o danym albumie/ wykonawcy a pozostałe osoby, lubiące dobrą muzykę, lecz nie mające czasu na to by przeszukiwać sieć będą mogły się nim zasugerować.

O jakiej muzyce będę pisać? Różnej, nie mogę powiedzieć jednoznacznie, że będzie to blog o muzyce np. rockowej. Nie mogę również powiedzieć, że będzie to blog tylko o muzyce współczesnej, bo zapewne napiszę Wam o trochę starszych krążkach, które zrobiły na mnie duże wrażenie, które w jakiś sposób zapisały się w moim sercu. Będę pisać również o koncertach, które mogę wam polecić, lub w których samej uda mi się uczestniczyć.

Jestem otwarta na wszystkie Wasze komentarze zarówno te pozytywne jak i negatywne, bo oczywiście nie wszystko co podoba się mi musi podobać się wam. Czekam także na wasze sugestie! Jeżeli jakiś wykonawca/ zespół/ album/ koncert sprawił, że zmieniło się wasze podejście do świata, muzyki, emocji podzielcie się tym! Być może ta muzyka odmieni nie tylko wasze życie, ale też kogoś innego.