Rozpocznę od debiutanckiego albumu Justina Vernona znanego jako Bon Iver o tytule ,,For
Emma, Forever Ago”. Pomimo tego, że jest to krążek nagrany na starym prostym
sprzęcie jest magnetyczny. Nie ze względu na same utwory, ale dzięki prostemu brzmieniu
i nastrojowi które okazały się w tym przypadku kluczem do sukcesu dla Bon
Iver'a. Trzeba wspomnieć o tym, że nagrywając ten krążek artysta zaszył się na
kilka miesięcy na wsi w domu swojego ojca. W efekcie powstały piękne, skromne
ale pełne emocji utwory, które intrygują od pierwszego przesłuchania- wyciszona
gitara, stonowany śpiew i rewelacyjne połączenie gitary akustycznej z subtelną elektroniką. Dla mnie jest to krążek imponujący i
pokazuje, że nie potrzeba nowoczesnego studia żeby nagrać oryginalne i łapiące
za serce brzmienie a dowodem na to są utwory: ,,Skinny Love", ,,Flume", ,,For Emma", itd.
Rok 2011 pojawia się drugi krążek Vernona, nie zajmę się szczegółowym porównywaniem obu albumów, gdyż pomimo tego, że płyta jest zupełnie inna od poprzedniej jest równie znakomita! Gdy
tylko przesłuchałam pierwszy utwór ,,Perth” wiedziałam, że znalazłam perełkę a
to był dopiero początek. Spokojny, melancholijny wstęp i poruszający głos
Vernona sprawiają, że za każdym razem czuje inne emocje. Na uwagę zasługują
również ,,Holocene”, ,,Towers”, ,,Michicant”, i oczywiście promujący płytę
singiel ,,Calgary". Muzykę
Bon Iver’a ciężko zdefiniować i nie będę chyba nawet próbowała tego robić.
Całość urzekła mnie dopiero po kilku odsłuchach. Jednak z każdym kolejnym odtworzeniem albumu zaczynam zauważać coraz więcej jego mocnych stron, dlatego nie można odrzucać jej zbyt szybko, bo można stracić coś naprawdę pięknego, nieskazitelnego i bardzo cennego.
Całość urzekła mnie dopiero po kilku odsłuchach. Jednak z każdym kolejnym odtworzeniem albumu zaczynam zauważać coraz więcej jego mocnych stron, dlatego nie można odrzucać jej zbyt szybko, bo można stracić coś naprawdę pięknego, nieskazitelnego i bardzo cennego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz