środa, 27 lutego 2013

Chromatics- Kill For Love

Chromatics powrócili w dobrym stylu!,, Kill For Love" to czwarty krążek w karierze zespołu, który powstał w 2002 roku w Portland w stanie Oregon. Chociaż wydali pięć lat wcześniej znakomicie przyjęty ,,Night Drive", dopiero za sprawą najnowszej płyty usłyszałam o nich. Teraz zaliczam ja do grona najlepszych elektronicznych albumów zeszłego roku. Interesujące jest przede wszystkim to, że jej sukces osiągnęli w standardowy sposób sięgając po takie same sztuczki co na poprzednich produkcjach. Muzycy zespołu wypracowali swój własny styl i trzymają się go, a ja to kupuje! ,,Kill For Love" jest mocno hipnotyczny, a utwory takie jak ,,Lady" czy ,,Back from the Grave" zachwycają transową psychodelią. Jedną z perełek jest synth- popowa ballada ,,Candy". Nie można pominąć też kapitalnego utworu otwierającego album, to cover ,,Into The Black" Neila Younga. W drugiej części albumu utwory robią się bardziej rozciągłe i instrumentalnie, co nie jest do końca dobrym rozwiązaniem bo niektóre momenty można by spokojnie pominąć, ale to tylko taki mały mankament. Trzeba też wspomnieć, że to krążek trudny w odbiorze ze względu na jego długość, trzeba poświęcić mu trochę czasu. W moim przypadku, im dłużej go słuchałam tym bardziej mi się podobał. Nie róbcie tego błędu co ja na początku i nie odrzucajcie tego albumu, będzie to wielki błąd! ,,Kill For Love" oczaruje Was brzmieniem z pogranicza jawy i snu , wystarczy  dać się ponieść muzyce!



sobota, 23 lutego 2013

Local Natives- Hummingbird

Zetknięcie z pierwszym singlem ,,Breakers" powaliło mnie i chciałam więcej... stąd wzięło się moje zainteresowanie zespołem. W 2009 roku wydali debiutancki album ,,Gorilla Manor", nie przesłuchałam go co prawda jeszcze ale na pewno to zrobię. Ich debiut został świetnie przyjęty w Wielkiej Brytani, dzięki czemu zespół zyskał sławę i rzeszę fanów. Pod koniec stycznia Local Natives wypuścili swoją najnowszą produkcje. ,,Hummingbird" to dzieło bardzo melancholijne, już pierwszy track na płycie nie pozostawia co do tego wątpliwości.  Pomimo tego płyta zachwyca emocjami. Każdy kolejny odsłuch pozwala odkryć błogie dla uszy coraz to nowsze dźwięki. Przy wspomnianym już przeze mnie singlu ,,Breakers" odpływam, przenoszę się w zupełnie inne miejsce. Kolejnym przodujący utworem jest pięknie dramatyczny ,,You & I". Ciekawie wibrujące gitary słyszymy w ,,Bowery" a ,,HeavyFeet" hipnotyzuje świetną perkusją i bogatą aranżacją. ,,Three Months" to ballada w której cały nastrój buduje wzruszający wokal lidera. Bardzo cenię albumu dopracowane pod każdym względem, a ten właśnie taki jest. Każdy element został na nim dopracowany z wielkim zaangażowaniem i precyzją.
Wszystkie jedenaście kawałków tworzy bardzo spójną całość utrzymaną w klimacie indie rock z domieszką folk i pop w stylu Fleet Foxes czy Grizzly Bear. ,,Hummingbird" jest nieprzeciętne, jednak na pewno trudne w odbiorze przez swój dramatyzm i smutek panujący cały czas na krążku. Jednak uważam, że zasługuje na uwagę i warto poświęcić jej swój czas by się wyciszyć i poznać jej niepowtarzalny klimat.



środa, 20 lutego 2013

Anthony Chorale- Ambitions of the Son (EP)


Z niecierpliwością czekam na pełnowymiarowy album tego projektu, dlatego nie mogłam się oprzeć by nie napisać recenzji samej EPki. Jej premiera odbyła się 26 stycznia 2013 roku. A tak w ogóle Anthony Chorale, to projekt stworzony przez gitarzystę Très.b- Oliviera Heima. ,,Ambitions of the Son” to kontynuacja krążka wydanego w ubiegłym roku ,,The Enternal Now”, który był debiutanckim dziełem artysty. Nowy materiał jest dużo bardziej dojrzały i bogatszy muzycznie od swojego poprzednika. Do nagrania EPki Oli zaprosił również perkusistę swojego macierzystego zespołu- Thomasa Pettita, Karolinę Rec z grupy Nathalie & The Loners, która zagrała na wiolonczeli i cytrze oraz Tobiasza Bilińskiego z zespołu Coldair. Na swojej najnowszej produkcji Heim czaruje nas swoim wokalem oraz tekstami. To świetnie napisane piosenki, wrażliwe i intymne. Jego muzyce można przykleić wiele różnych etykiet, ale przed wszystkim jest to alternatywny pop folk. Otrzymujemy zatem kompozycje w których przeważają akustyczne gitary, wiolonczela i korzennie brzmiący bęben. To bajkowy materiał, który urzekł mnie swoimi kojącymi dźwiękami, minimalizmem i delikatnością. Cały materiał możecie znaleźć, przesłuchać oraz ściągnąć na stronie: http://anthonychorale.bandcamp.com/album/ambitions-of-the-son-ep



sobota, 16 lutego 2013

Foals- Holy Fire

Fani zespołu w końcu doczekali się nowego albumu. Po niespełna trzech latach Anglicy wracają z nowym krążkiem zatytułowanym ,,Holy Fire". Producentami ich najnowszego dzieła są Mark ,,Flood" Ellise oraz Alan Moulder. Ci Panowie mają na swoim koncie współpracę z m.in.  U2, Depeche Mode, Smashing Pumpkins czy PJ Harvey. Warto podkreślić, że poprzednie krążki zespołu odniosły wielki sukces. ,,Antidotes" (2008)- zdobył status złotej płyty w UK, natomiast ,,Total Life Forever" (2010) otrzymał liczne wyróżnienia i nagrody. Ich muzyka to indie rock wymieszany z popem i elektroniką, co faktycznie można usłyszeć na ich najnowszej produkcji. Album otwiera instrumentalny ,,Prelude"- psychodeliczny i nieco mroczny, który jest jakby skrótem tego co zespół zaprezentuje na tym krążku. Na pierwszy singiel, został wybrany kolejny utwór ,,Inhaler", który zauroczył mnie od pierwszego odsłuchu i spowodował że chciałam więcej... Kolejnym singlem jest ,,My number", który co prawda mnie nie urzekł, ale jest podobno typowo foalsowy. Bardzo wpadł mi w ucho ,,Late Night"- subtelny kawałek, który stopniowo się rozkręca. Perełką jest ,,Out Of The Woods" z dopieszczonym tłem, leniwym wokalem i napędzającym gitarowym motywem. ,,Milk& Black Spiders" to przede wszystkim gitara i smyczki, które podkręcają emocje całego utworu. Duże wrażenie zrobił na mnie ,,Moon"- melancholijny, pełen tęsknoty, magiczny utwór idealnie wieńczący cały album. ,,Holy Fire" to płyta bardzo dojrzała i niezwykle ambitna. Myślę, że na pewno zaskoczyła największych fanów Foals. Pomimo, że Foalsi zachowują na albumie swój niepowtarzalny styl, momentami trudno uwierzyć, że to cały czas ten sam zespół. To dzieło wyjątkowe, przeszywające i poruszające. Przede wszystkim jednak dostarcza nam wiele uniesień, dźwiękowych niespodzianek i wzbudza naszą wrażliwość. Bardzo gorąco polecam!



środa, 13 lutego 2013

The Cure- Disintegration

Do recenzji tego albumu zabierałam się dobre trzy razy, a wszystko dlatego, że jest on dla mnie wyjątkowy i bardzo osobisty. ,,Disintegration" jest zwierciadłem mojej duszy, może będziecie zaskoczeni takim określeniem ale naprawdę tak jest, tak było i tak pewnie zawsze będzie. Od pierwszego odsłuchu wiedziałam, że będzie ze mną już zawsze, że będzie dla mnie bardzo ważny i tak zostało. Zarówno w najgorszych jak i najlepszych momentach mojego życia, zawsze mogłam na niego liczyć. Jest najlepszym kochankiem i najskuteczniejszym lekarstwem na całe zło. Być może wielu z Was ciężko będzie to zrozumieć, ale może Wy też macie takie albumy/utwory których emocje do złudzenia przypominają własne odczucia, myśli i pragnienia? Wracając do recenzji, nie będę przypominać o wyjątkowym miejscu The Cure w muzyce rockowej. Myślę, że takie wspominki byłyby dla fanów tej grupy banałem, natomiast przeciwnicy nie uwierzyliby, że ich albumy takie jak ,,Pornography" czy właśnie ,,Disintegration" lub ,,Faith" to najoryginalniejsze dzieła muzyki lat osiemdziesiątych. ,,Disintegration" był pierwszym albumem The Cure z którym się zetknęłam, wcześniej znałam tylko pojedyńcze utwory jak ,,Boys Don't Cry" czy ,,Friday I'm In Love". Pierwszy odsłuch był dla mnie szokiem, gdyż znalazłam na nim wszystko to co najbardziej kocham w muzyce: piękno dźwięków, niebanalne teksty opowiadające o niespełnionych nadziejach, przemijaniu i uczuciach- ,,Pictures Of You", ,,Last Dance". Poza tym urzekła mnie prostota, bo ich kompozycje nie są szczególnie zawiłe i skomplikowane, wręcz przeciwnie. Ich charakter podnosi całą twórczość The Cure do miana sztuki. Pomimo tego, że na albumie dominuje smutek i poczucie osamotnienia to można znaleźć na nim przebłyski szczęścia na przykład w bardzo dobrze znanym ,,Lullaby" czy w ,,Lovesong", która dla mnie jest najpiękniejszą piosenką o miłości- niby banalna, lecz jest w niej coś magicznego. ,,Disintegration" idealnie sprawdza jako tzw. wyłączacz. Za jego sprawą w jakiś magiczny sposób cały świat znika. Znikają odgłosy świata i trapiące myśli. Zostajemy my i muzyka pełna szczerości, zaangażowania i piękna.



sobota, 9 lutego 2013

Bloc Party- Four

Jakże długie i niepewne były wyczekiwania fanów BP na najnowszą produkcje. A wszystko dlatego, że czwarty album zespołu stał pod wielkim znakiem zapytania. Od 2009 roku każdy z Panów zajął się swoimi solowymi projektami, poza tym na poprzednim krążku ,,Intimacy" słyszeliśmy, że coś tu nie gra... Jednak w maju ogłoszono informacje o premierze ,,Four", zapowiadanej na 20 sierpnia. Żałuje, że nie mogłam usłyszeć premierowych kawałków na Open'er Festival 2012, jednak podobno wzbudziły one  nutę niepewności co do nowego materiału. Nowym producentem krążka został Alex Newport, znany ze współpracy z m.in. The Mars Volta. Dlaczego, o tym piszę? Moim zdaniem niestety, Newport nie do końca wywiązał się z zadania. Wyczuwalne jest, że niektóre kawałki w ogóle nie pasują do BP i całego albumu. A teraz o tych dobrych rzeczach. Cała produkcja, bardzo różni się od ,, Intimacy", mamy tutaj powrót do korzeni, mniej elektronicznych wstawek, więcej riffów i chwała im za to! Utwór ,,Real Talk" ahhhh!! Jest genialny muzycznie, wokal Kele w tym kawałku rozwalił mnie totalnie!! ,,Octopus" jest wisienką na torcie, którą wielu z Was już pewnie słyszało. ,, Day Four", również bardzo dobre, nieco bardziej chilloutowe. ,,V.A.L.I.S" uwielbiam od pierwszych dźwięków, rewelacyjne i bardzo w starym stylu! Podobne, ale z jeszcze większym powerem jest ,,Team A", takich riffów dawno nie słyszałam! ,,Truth" i ,,The Healing" to nieco spokojniejsze ale prawdziwe granie Bloc Party! Bonusowe ,,Mean" miażdzy i pokazuje mi, że pomimo kilku minusów tego albumu warto było na niego czekać. Więc, podsumowując ,,Four" spełnia moje oczekiwania. Cieszę się, że BP wrócili do grania za jakie ich kochamy. Być może, członkowie zespołu wzięli sobie do serca słowa krytyki za poprzedni album. Doceniam, również chęć pokazania się z nieco innej, mocniejszej strony. Bardzo gorąco polecam Wam ten album, zarówno tym, którzy słuchali wcześniej BP jak i tym którzy go jeszcze nie znają. Koniecznie posłuchajcie:



środa, 6 lutego 2013

Dot Hacker- Inhibition


Mało kto wie, że Josh Klinghoffer znany przede wszystkim z działalności w Red Hot Chilli Peppers ma swój własny zespół, który w zeszłym roku debiutował albumem ,,Inhibition”. Na krążku usłyszymy całą masę eksperymentów, zabawę muzyką, psychodeliczno- emocjonalne dźwięki które pozostają w naszej pamięci na długo. Na przód wysuwa się kompozycja ,,Eye Opener”, która pokazuje wręcz anielski głos Josha i jego niezwykłe możliwości wokalne i ogromny talent. Gdy się ją zacznie słuchać trudno przestać. Otwierający płytę ,,Order/Disorder” to energetyczny utwór z niezwykłym riffem i i świetną partią basową. ,,Quotes” brzmi trochę jak męska wersja bardzo lubianego przeze mnie zespołu Warpaint o którym również pisałam na blogu. Przez cały album możemy odnieść wrażenie, że głos Klinghoffera balansuje na damsko- męskim pograniczu i za jego sprawą płyta zyskała niepowtarzalny klimat. Pomimo tego, iż w prasie można znaleźć liczne zarzuty w stosunku do Dot Hacker i ich oryginalności, jednak moim zdaniem udało się im wypracować własny styl, czego dowodem jest ,,Inhibition”, który zachwycił mnie atmosferą oraz eksperymentami dźwiękowo- głosowymi.






sobota, 2 lutego 2013

Wild Nothing- Nocturne


Wild Nothing to projekt muzyczny założony przez Jacka Tatuma. Muzykę tego artysty można określić jako dream pop, shoegaze czy indie pop. Ich debiut ,,Gemini” wydany w 2010 roku został bardzo dobrze przyjęty i okrzyknięty jako jeden z najlepszych albumów 2010 roku. Najnowsza produkcja ,,Nocturne” jest bardziej spontaniczna od poprzedniej i o wiele lepiej wyprodukowana co słychać już od pierwszych dźwięków. Piosenki są melodyjne i chwytliwe, da się w nich odczuć wpływy takich zespołów jak Beach Boys czy David Bowie. Pomimo tej spójności płyta nie nuży i nie jest przewidywalna. Rozpoczynające album ,,Shadow” zaskakuje pięknymi partiami smyczków. W ,,Midnight Song” gitarowe riffy uwodzą nasze zmysły… Singlowe ,,Paradise” jest nawiązaniem do albumu Davida Bowie ,,Let’s Dance”. Natomiast kończące krążek ,,Rheya”, mglistymi syntezatorami nie pozwala nam zapomnieć o tej płycie i zachęca do wciśnięcia replay. Nie ma sensu wymieniania wszystkich kompozycji, albowiem każda z nich zasługuje na uwagę i zaskakuje nas czymś innym. Trzeba przyznać, że Jack Tatum zdał sprawdzian drugiej płyty z wyróżnieniem i udowodnił swój wielki talent. ,,Nocturne” stawia ten zespół w czołówce dream- popowych kapel i oczywiście staje się jednym z moich ulubionych i tym do którego na pewno często będę wracać, szczególnie w czasie słonecznych letnich dni.



P.S Poznajecie aktorkę w teledysku ,,Paradise"? ;)