sobota, 28 grudnia 2013

Najlepsze Single 2013 Roku!!

Koniec roku to czas podsumowań, postanowiłam również dla Was stworzyć takie Muzyczne Podsumowania 2013 Roku. Mogłabym podzielić je na kategorie Polska Płyta Roku, Debiut Roku, Singiel Roku itd. Postanowiłam jednak wyszczególnić jedną kategorie. Oczywiście czekam na Wasze komentarze, być może dla Was jakiś utwór zrobił większe wrażenie niż na mnie, i dla Was jest utworem roku. Piszcie, dodawajcie swoje propozycje w komentarzach ;) Kolejność w poniższym zestawieniu jest zupełnie przypadkowa, ciężko byłoby mi zrobić liste Top 10, zbyt wiele wydarzyło się przez te ostatnie 12 miesięcy. Oto moje typy.

Najlepsze Single 2013 Roku, czyli utwory, które pierwsze przychodzą mi na myśl i które najdłużej przebywały na mojej playliście ;)

Disclosure ,, You& Me"- z tym utworem mam cudowne wspomnienia z tegorocznego Opene'ra i Silent Disco.



Foals- ,,My Number"- jak straaasznie zazdroszczę szczęściarzą którzy mieli okazje posłuchać ich na żywo w tym roku w warszawskiej Stodole, może przyjadą na Opener'a 2014...? 



Misia Ff ,,Mózg"- rewelacyjny teks i muzyka ( stworzony wspólnie z Rykardą Parasol)



Daft Punk ,,Get Lucky"- bezapelacyjnie największy hit tego roku, u mnie wywołuje również wspomnienie tegorocznego Opener'a i pewnego after party ;)




Fissmoll ,,Let's Play Birds"- piękno w czystej, polskiej postaci! 



Chvrches ,,The Mother We Share"



Xxanaxx ,, Disappear"



Tomasz Makowiecki ,,Holidays In Rome"- tego utworu nie mogło tutaj nie być!



Rebeka ,,Melancholia" ( Kamp! Remix)- zdecydowanie bardziej podoba mi się remix tego utworu, ale polecam też oryginał.



Arctic Monkeys ,,R U Mine"- ten kawałek zawładnął mną i chyba całym światem na bardzo długo... Zakochałam się w nim od pierwszego odsłuchu, a na żywo... WYMIATA!!




The Neighbourhood ,,Sweat Weather"-  po prostu... uwielbian ten utwór! 






Woodkid ,,I love You"


Fractures ,,Twisted"



A na sam koniec moje ostatnie odkrycie Moderat ,,Bad Kingdom", zabieram się za cały album, tylko dlaczego dopiero teraz to znalazłam!?




A jakie są Wasze typy? 

Poniżej umieszczam dla Was całą playlistę do odsłuchania, enjoy!







piątek, 20 grudnia 2013

Bokka- Bokka

Bokka to najbardziej tajemnicza polska formacja ostatnich miesięcy ( o ile nie lat). Media zachodzą w głową kim jest ta trójka muzyków... Zadziwiające jest to, że kiedy zaczynamy słychać ich debiutanckiego albumu to zupełnie przestaje to mieć znaczenie. Słuchając ma się wrażenie, iż mamy doczynienia z artystami zagranicznymi, a tak naprawdę to trio podobno pochodzi z Polski! Domysły w materiałach prasowych, przyciemnione zdjęcia to praktycznie wszystko co wiemy. Gdy jakiś czas temu grupa grała swój pierwszy koncert na rozdaniu nagród ,,Nocne Marki" magazynu ,,Aktivist", scenę przysłonił wielki ekran, a zgromadzeni ciekawscy mogli oglądać jedynie grę cieni.

Wszystko dzięki wytwórni Nextpop, o której ostatnio coraz głośniej. Wypromowali takich artystów jak Kari Amirian czy Fismoll a teraz przyszedł czas na zespół Bokka. Ich debiut to mieszanka emocjonalnych lini melodycznych, odważnych kompozycji i hipnotycznego wokalu. Dominują tu brzmienia elektroniczne, jednak chłodne dźwięki instrumentów klawiszowych przywołują na myśl artystów skandynawskich. Baśniowy klimat, synthpopowe brzmienia powodują skojarzenia z Lykke Li czy The Knife. Im dalej w album, tym synthpop bardziej ustępuje miejsca dreampopowi a kolejne utwory przypominają nawet legendarnych Cocteau Twins. Bokka nie dają się wrzucić do jednej szuflady i wciągają nas w swój własny, odrębny i zróżnicowany klimat. Wszystkie piosenki są magiczne, mistyczne i trochę jak z horroru. 




Być może cała ta tajemnicza otoczka wokół zespołu to chwyt marketingowy wytwórni Nextpop. Muzycy twierdzą, że chcą by położyć nacisk na muzykę bo to ona jest przecież najważniejsza. Ja to popieram, zastanawiam się oczywiście kim są, czy ich znamy, czy jest to ktoś zupełnie nowy? Większość słuchaczy zadaje sobie zapewne to pytanie a zainteresowanie rośnie i to dobrze, ale jeszcze fajniej po prostu delektować się ich albumem.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Fenech Soler, Kamp! i Rebeka na jednym koncercie!!


30 listopada tego roku w ramach trasy Brennnessel On Tour w Poznaniu wystąpiły dwa zespoły o których pisałam Wam już na blogu: Fenech SolerKamp! oraz Rebeka. W tym jednak wypadku to polski zespół Kamp! pelnili rolę headlinera. Zresztą, Brennnessel to nazwa wytwórni założonej przez członków Kamp!. Ma ona udostępniać i promować taneczną muzykę elektroniczną w różnych jej odmianach.


Jako pierwszy na scenie pojawił się poznański duet Rebeka. Iwona Skwarek i Bartek Szczęsny rozpoczeli, grając swoje utwory z debiutanckiego krążka ,,Hellada". Chociaż nie widziałam całego koncertu, to wydaje się że prezentują się zdecydowanie lepiej na żywo. Bardzo dobry kontakt z publicznością, poza tym ich utwory wypadają na koncercie zdecydowanie lepiej, bardziej energetycznie, niż wersje studyjne.


Nie pamiętam jakim utworem rozpoczeli swój koncert Fench Soler, tak mam niestety. Gdy są emocje- niewiele pamiętam. Zespół oczarował mnie niezwykłą energią. Synth pop w ich wykonaniu to świetne gitarowo- taneczne kawałki które porwały mnie i całą zgromadzoną publiczność. Słuchając ich najnowszego albumu ,,Rituals" wiedziałam, że utwory są bardzo dobrze zaaranżowane ale słuchając ich na żywo stwierdziłam że są rewelacyjne. Podczas imprezy mogliśmy usłyszeć zarówno utwory z nowej płyty jak i  te z debiutanckiego albumu zatytuowanego ,,Fenech Soler" np. ,,Lies" czy ,,Demons". Jeśli jesteście fanami twórczości Daft Punk, Groove Armada czy Phoenix koniecznie wybierzcie się na ich koncert!!



Jako ostatni pojawili się chłopaki z Kamp!. Pomimo, iż byłam nastawiona dość sceptycznie do ich koncertu, okazało się, że wypadli fantastycznie! Zupełnie nie był to koncert życzeń, chociaż usłyszeliśmy oczywiście większość utworów z ostatniej płyty. Trio postawiło jednak na elektroniczne szaleństwo. Nowe kawałki utrzymane w stylu italo- disco, techno wywołały dyskotekow szaleństwo wśród publiczności. Na sam koniec usłyszeliśmy porywający remix ,,Melancholii" z udziałem Rebeki i wisienke na torcie, zagrane na drugi bis ,,Cairo". Mi osobiście, Kamp! udowodnili, że są niezwykle zdolnymi i skromnymi muzykami, pomimo dość dużej w tej chwili popularności. Idealnie dopracowane utwory, świetne wokale i super zabawa, tak w skrócie ;)


Spotkała nas również bardzo miła niespodzianka. W trakcie przerwy technicznej między koncertem FS i Kamp! udało się nam spotkać i podziękować za fantastyczny koncert, wokaliście Fenech Soler- Ben'owi Duffy. Ah... coż za to emocje były!

sobota, 30 listopada 2013

Fox- Fox

Znany ze współpracy z m.in Kayah, Reni Jusis, Marią Peszek... Michał Król ,,Fox", wydaje drugi, długogrający album. W 2003 roku wytwórnia Kayax wydała pierwszą płytę Michała z zespołem ,,15 minut projekt" oscylującą wokól brzmień drum'n'bass i down tempo. Krążek spotkał się z pozytywnym odbiorem recenzentów jak i publicznosci sceny alternatywnej. Potem przyszedł czas na jego autorski projekt- album ,,Fox Box" wydany w 2010 roku. Pojawili się na nim Tomasz Organek (SOFA), Marsija (Loco Star), Novika i wielu innych artystów rodzimej sceny alternatywnej. Następnie Michał zajął się produkcją ostatniego albumu Marii Peszek ,,Jezus Maria Peszek", co było podkreślane w wielu recenzjach tego okrzykniętego najważniejszą polską płytą tego roku krążka.

Druga produkcja Foxa, zatytułowana po prostu ,,Fox" mnie zaskoczyła wielkomiejskim klubowym brzmieniem. Razem z zaproszonymi gośćmi m.in. Pauliną Przybysz, Natalią Lubrano, Buniem z Dick4Dick, Tomkiem Organkiem z Sofy i Marsiją z Loco Star skomponoważ i zaaranżował 10 tanecznych utworów które brzmią bardzo eksportowo. Całość nawiązuje do rozmaitych gatónków muzycznych od dubstepu po synthpop i myślę, że może się spodobać zarówno faną alternatywnych dźwięków jak i bywalcą tanecznych parkietów. W tym wypadku, bardzo ciężko mi wyróżnić jakieś utwory, moim zdaniem wszystkie są niezwykle energetyczne i z pazurem. Klubowymi faworytami są na pewno singlowy ,,Go Ahead" z wokalem Pauliny Przybysz oraz ,,Stop This Music" przy którym ciężko usiedzieć w fotelu. 


Choć nie dokonano tutaj żadnej rewolucji, album ,,Fox" mieni się wszystkimi kolorami niebanalnej elektroniki. Dodatkowym atutem jest bardzo dopracowana produkcja i cała masa soczystych brzmień bz których nie uda się żadna impreza!

sobota, 23 listopada 2013

Maya Jane Coles- Comfort

Coś z zupełnie innej beczki niż ostatnio... ale jak Wam pisałam we wstępie do bloga, nie ograniczam się muzycznie. Staram się słuchać prawie wszystkiego a piszę o tym co moim zdaniem jest warte uwagi,  no bo co Wam będe zawracać uszy jakimś muzycznym szajsem... ;)

Maya Jane Coles to 23 letnia brytyjsko- japońska producentka. Od samego początku swojej kariery Maya szybko dogoniła najbardziej szanowanych londyńskich producentów. Podbiła również serca brytyjskich fanów i krytyków na całym świecie, a wszystko to dzięki unikalnemu house'owemu brzmieniu. Swoją muzykalność producentka zawdzięcza ojcu- Mike'owi Coles z Killing Joke ( pewnie nie wszyscy kojarzą, to post punkowy brytyjski zespół z lat siedemdziesiątych). Pomimo postpunkowego wpływu ojca, Maya zaczynała od hip hopu, potem zajęła się jednak muzyką klubową. Wśród jej dokonać nie brakuje również remixów, szczególnie polecam ,,Spectrum" Florence& The Machine.


Debiutancki krążek został wyprodukowany, nagrany i zmiksowany przez May'e w jej domowym studiu. Każdy instrument jest nagrany przez nią samą, artystka sama stworzyła również okladkę płyty. Wśród dwunastu nagrań, które trafiły na ,,Comfort" wszystkie wpadają w ucho i odwołują się do różnych gatunków od soul po trip- hop. Jeśli mam wyróżnić jakieś utwory, to pierwszym będzie na pewno ,,Burning Bright"- dyskotekowe i energetyczne. Połączeniem ciężkiego podkładu z dziewczęcym i uwodzicielskim wokalem Karin Park znajdziemy w ,,Everything". Na większą uwagę zasługują również ,,Easier to Hard" z wokalem samej Coles oraz ,,Take a Ride" z gościnnym udziałem pierwszej damy sceny klubowej- Miss Kittin.


Jedno jest pewne, Maya stworzyła jakby swój własny deep housowy styl przesycony triphopowymi wstawkami, który dla mnie ma swój nizwykły trudny do opisania klimat. Dlatego zachęcam do przesłuchania! Najlepiej całkowicie zanurzyć się w nim, bo może pochłonąć na dłużej ;)
.

niedziela, 17 listopada 2013

Krzysztof Zalewski ,,Zelig"

Pamiętam jak dziś, pierwszy telewizyjny talent show ,,Idol". Byłam wtedy nastolatką i co tydzień czekałam na kolejny odcinek tego programu między innymi właśnie ze względu na niego- Krzysztofa Zalewskiego. To dzięki niemu pierwszy raz usłyszałam i pokochałam Iron Maiden. Krzyśkowi bardzo kibicowałam i udało się, wygrał program. Potem pojawił się debiutancki album- ,,Pistolet" na który czekałam z wielką nadzieją, niestety nie tego wtedy oczekiwałam. Na szczęście potem, pomimo, że nie było o nim słychać on działał. Krzysztofa mogliśmy zobaczyć u Nosowskiej, grał z Hey, Muchami i koncertował także z Brodką. Pomimo nawału zajęć, nie poddał się i po ośmiu latach w końcu doczekałam się tego na co liczyłam odkąd pierwszy raz go usłyszałam.

,,Zelig" , to drugi solowy albumu Krzyśka. Skądś kojarzycie tą nazwe? To tytuł filmu z 1983 roku Woody'ego Allena. Opowiadał on o Leonardzie Zeligu, chorym psychicznie człowieku żyjącym w latach 20 XX wieku. Miał on zdolność dopasowywania swojego charakteru jak i wyglądu do osoby z którą przebywał. Czyżby jakaś aluzja? Dokładnie taka jest ta płyta. Każda kompozycja jest jakby z ,,innej bajki". Mamy tutaj mieszankę dźwięków, rytmów i pomysłów a dodatkowo jeszcze prawdziwe i mądre teksty. Pomimo, iż całościowo jest to płyta raczej rockowa przez różne inspiracje artysty, ciężko ją zaszufladkować. Mam tutaj oczywiście kilka ,,perełek". Pierwsza z nich ,,Ósemko" to transowy i zapętlający się kawałek. ,,Zboża" to piękny, bezpretensjonalny utwór o miłosći. Ach... jak ten Krzysztof pięknie krzyczy o uczuciach!! Wart uwagi jest też ,,Folyn", prosty ale energetyczny i bardzo wpadający w ucho. Z kolej ,,Gatunek" to przede wszystkim niezwykła, instrumentalna końcówka. W ,,Zimowym" artysta zabiera nas w podróż do śnieżnej krainy malowanej dźwiękami. Cudowne!!


Nie jest to album który można słuchać gdzieś tam sobie w tle, zabraniam Wam tego robić!! W parze z każdym kolejnym utworem kryje się jakaś historia. Łzy, radość, rozczarowanie, miłość... Ten album aż kipi od emocji! Ja to kupuje, warto było czekać te osiem lat na prawdziwy, płynący prosto z z serca materiał. Zalewski nie kopiuje nikogo jest po prostu sobą. Człowiekiem niezwykle wrażliwym, o wielu twarzach i z najlepszym moim zdaniem męskim wokalem w Polsce. Nie jest to na pewno produkcja, którą będziemy mogli notorycznie usłyszeć w stacjach radiowych. Jednym się spodoba, innym nie. Przekonajcie się sami!! Ja z całego serca Wam go polecam!!








wtorek, 5 listopada 2013

Fenech Soler- Rituals

Fenech Soler tworzą czterej Panowie pochodzący z miasteczka King's Cliffe w centralnej Anglii. Debiutancki album wydany w 2010 roku zachwycił słuchaczy i krytyków świeżym syntezatorowym elektropopem, padającym niedaleko dokonań takich kapel jak Cut Copy czy Groove Armada.

Najnowsze dzieło Brytyjczyków promowane przez singlowy ,,Last Forever" powstało przy współpracy z DJ-em Style Of Eye oraz Timem Goldsworthym, produkującym płyty chociażby LCD Soundsystem i UNKLE. Niesamowita chwytliwość, dynamiczna i żywa elektronika to znaki szczególne tej produkcji. Sam tytuł albumu miał odnosić się do oczyszczającego rytału po doświadczeniach kwartetu z ostatnich lat. Kilka lat temu u Bena- wokalisty zespołu zdiagnozowano nowotwór i zespół musiał zawiesić działalność. Na szczęście okazało się, że Ben pokonał chorobę. ,,Rituals" jest zwieńczeniem procesu odradzania się zespołu po ciężkich przejściach.

Ciężko jest mi wyróżnić jakiś utwór, wszystkie zarażają post- punkową energią i elektrycznymi bitami. Zresztą sami się przekonajcie ;)




Na przełomie listopada i grudnia zespół wyrusza w trasę koncertową po Europie, by zaprezentować na żywo swe nowe utwory. Poznań i Warszawa to dwa przystanki na tej trasie! 29 listopada będziemy mogli posluchać ich w warszawskim klubie Basen, a dzień później w Poznaniu w hali MTP.  Podczas nadchodzących koncertów mam nadzieję, że premierowe kawałki przemieszają się również z tymi z debiutanckiego abumu, który również bardzo gorąco Wam polecam. Pochodzą z niego takie przeboje jak ,,Lies" czy ,,Demons", które mogliście zapewne usłyszeć w alternatywnych stacjach radiowych.


środa, 23 października 2013

Tomasz Makowiecki- Moizm

Jakiś czas temu wszystkie portale muzyczne podały informacje o nadchodzącym wielkim COME BACK'u Tomasza Makowieckiego. Tomasza zwanego kiedyś Tomkiem kojarzyłam z Idola, tak jak i całą reszte ( Brodke, Anie Dąbrowską itd.). Nie byłam nigdy wielką fanką, wręcz przeciwnie. Coś tam sobie śpiewał, ale generalnie smęcił, nie wzbudzało to więc wcześniej mojego zainteresowania. Postanowiłam jednak dać Tomaszowi Tomkowi drugą szansę... Odtworzyłam ,,Holidays In Rome", czyli singlowy kawałek zapowiadający ,,Moizm". Szkoda, że nie mogliście zobaczyć wtedy mojej miny! :P Bylam niewykle miło zaskoczona! Włączylam REPLAY raz i drugi i trzeci i po chwili tańczyłam już po pokoju, śpiewając utwór razem z wokalistą. Kawałek niebywale energetyczny i przypominający nieco dokonania chłopaków z KAMP!.  WOW! Nareszcie coś z fajnym tanecznym rytmem, świetnym wokalem i ładnym tekstem. Wtedy właśnie rozpoczęło się moje oczekiwanie na cały album z nadzieją, na większą ilość takich smaczków. Niestety okazało się, że na ,,Moizm" nie ma drugiego, chociaż troszke podobnego do singlowego numeru. Nie znaczy to oczywiście, że płyta jest słaba, bo nie jest. Nie jest też wybitna, myślę że mogę powiedzieć, że jest dobra. 

Jak na Tomka przystało jest tu oczywiście dość sennie, spokojnie i delikatnie pomimo iż brzmienie gitar zastąpiła elektronika. Otwierający album ,,Dziecko Księżyca"  trwa 10 minut i jest utrzymany w chilloutowym klimacie. Jest idealnym wstępem do całej produkcji. W jesienny zimny wieczór możemy się zrelaksować i nastawić na to jak ,,Moizm" będzie brzmieć dalej. Całość składa się z kawałków w języku polskim jak i angielskim. Obie wersje brzmią miło, jednak ja zdecydowanie wole te śpiewane po polsku. Akustyczno- elektryczny charakter ma utwór ,,Las i beton", który w okolicach czwartej minuty zaskakuje nas dub-step'owym zakończeniem. Na wyróżnienie zasługuje tutaj też ,,Ostatni brzeg". To ballada, jadna z piękniejszych jakie ostatnio słyszałam. Jest to ostatni utwór na płycie  i w najlepszy możliwy sposób ją kończy. 



Podsumowując, krążek idealny na jesienne wieczory. Nie jest to może propozycja wizjonerska i obowiązkowa aczkolwiek warto się z nią zapoznać bliżej. Jest na światowym poziomie, i ukazuje nam artyste w pełni świadomego siebie który potrafi połączyć najnowsze muzyczne trendy z tym co mu w duszy gra. Takich artystów i dzieł nie mogę nie doceniać.

poniedziałek, 7 października 2013

Arctic Monkeys- AM

Arctic Monkeys zaczynali na przedmieściach Sheffeld (północna Anglia) w 2002 roku jako niezależni, zbuntowani chłopcy grający indie rocka. Wydorośleli, teraz wyglądają i grają zupełnie inaczej. Moje oczekiwania jeśli chodzi o nowości takich zespołów, które uwielbiam są dość wysokie. Co do AM, wiedziałam czego chce- starego, dobrego, rockowego małpiego grania. Po ,,Whatever People Say I Am, That's Wha't I'm Not" poprzeczka była bardzo wysoko, ale chłopcy podołali. ,,AM" ukazała się 9 września i jest piątą w dyskografii zespołu.

Album otwiera najbardziej erotyczno- rockowy utwór ,,Do I Wanna Know", który to hipnotyzuje, fascynuje i wciąga. Gitarowy riff pokochałam od razu, buduje napięcie i prowadzi przez kawałek. Singlowe ,,R U Mine" było zapowiedzią zmian w stylu Brytyjczyków i powrotem do starego dobrego grania. Na żywo porywa jeszcze bardziej!! Koncertowym murowanym hitem jest też ,,Arabella", ostre riffy, świetna perkusja. Perkusista Matt Helders dał na tej płycie ogromny popis swoich umiejętności. Małpowych ballad jest tutaj tym razem niewiele: ,,No.1 Party Anthem", ,,Mad Sounds" i ,,I Wanna Be Yours". Nie są podobne do siebie poza oczywiście tekstem, który opowiada o  tym razem dorosłej miłości. Nie sposób się im oprzeć. ,,Fireside" to perełka- rozmarzony, nieco bardziej popowy kawałek utrzymany w duchu lat 80 i ku mojej radości przypomina trochę ,,505". Dwa ostatnie kawałki to kolejne skarby, ballada o której pisałam wcześniej ,,I Wanna Be Yours" i ,,Knee Socks" z gościnnym udziałem Josha Homme ( frontmana Queens Of The Stone Age").





,,AM" możemy nazwać chyba najbardziej dojrzałym i przemyślanym dziełem Arctic Monkeys. Muzycy brzmią już jak rockowi wyjadacze! Udowodnili nim, że potrafią grać i tworzyć na poziomie swojego debiutu. Ten album ocieka rockowym erotyzmem i hipnotyzującym brzmieniem. Obowiązkowy must have tej jesieni!!

wtorek, 1 października 2013

Jesienna playlista


Moi Drodzy! Zupełnie przed chwilą wróciłam z wakacji i zastała mnie jesień. W sumie to już ta pora, aczkolwiek byłam zaskoczona przede wszystkim diametralną zmianą temperatury. Jesień należy pomimo wszystko do moich ulubionych pór roku. Uwielbiam spacery po parku w ciepły jesienny dzień, mnóstwo kolorów, kwitnące wrzosy na balkonie i dynie pod każdą postacią ;) Zmienia się też nieco moja muzyka, której słucham w tym okresie na bardziej melancholijną nie chciałam powiedzieć smutną, no ale dobra na smutną. Tego rodzaju melancholia mnie nie przygnębia, cieszę się jej pięknem. Chciałabym podzielić się z Wami moją jesienną playlistą, znajdą się w niej utwory na pewno bardzo dobrze Wam znane ale i mam nadzieje parę nowości dla Was. Kolejność utworów jest zupełnie przypadkowa ;) Zachęcam do przygotowania sobie kubka gorącej owocowej herbaty lub kawy ( koniecznie z cynamonem lub/i z imbirem) i przesłuchania.


Jesieni nie wyobrażam sobie bez... Coldplay oczywiście!! A że akurat wydali nowy singiel to nie mogłam się powstrzymać. ,,Atlas" to kawałek nagrany do filmu ,,Igrzyska śmierci: w pierścieniu ognia". Ponadto zespół aktualnie pracuje nad szóstym studyjnym albumem.



Kolejny utwór to ,,Little Wing" z koncertu unplugged zespołu The Corrs. Oryginał jak zapewne dobrze wiecie jest wykonywany przez Jimi'ego Hendrixa i również go uwielbiam. Zespół The Corrs nagrał naprawdę godny tego utworu cover ( a ja generalnie nie przepadam i nie uznaje coverów). Zachęcam Was także do przesłuchania i obejrzenia całego koncertu unplugged, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Jestem fanką tego zespołu już od baaardzo dawna, uwielbiam irlandzką nutę którą dodają do swoich kawałków i jeden z najpiękniejszych wokali na tej planecie- Andrea Corr.



Link do całego koncertu tutaj

Lily Hates Roses to poznańsko- toruński duet muzyczny powstały w 2012 roku. Zespół jest w trakcie nagrywania swojego debiutanckiego albumu, więc na pewno wkrótce jeszcze o nich usłyszymy.



Jesieni nie wyobrażam sobie również bez kolejnego mojego ulubionego zespołu- The Cure. Melancholia w najczystszej, najpiękniejszej postaci.



Recenzje ich albumu ,,Disintegration"  znajdziecie o tu .

Następna nowość, Patrick the Pan. Więcej o tym artyście już wkrótce. 



W przytulnej, ciepłej kawiarni z przyjaciółką/chłopakiem i kubkiem pysznego grzanego wina,  a w głośnikach Norah Jones.... potraficie sobie wyobrazić przyjemniejszy jesienny wieczór? 



Moje upodobania muzyczne są w tej chwili naprawdę bardzo różne, ale miałam w swoim życiu różne fale zainteresowań na dany rodzaj muzyki. Przeszłam również okres fascynacji ciężkimi brzmieniami ( było to chyba jakoś w gimnazjum). Aktualnie słucham prawie wszystkiego, ale jedną z pozostałości po tym okresie jest właśnie bezgraniczna miłość do Pearl Jam.



Koniecznie przesłuchajcie też singla zapowiadającego najnowszy album Tomka Makowieckiego. ,,Moizm" ma się ukazać już 8 października. Zapowiada się całkiem nieźle, to może być idealna propozycja na jesienne wieczory zarówno w klubie jak i w domowym zaciszu.




To tylko kropla w morzu muzyki która towarzyszy mi w tę akurat porę roku. A czego wy słuchacie? Jakie są Wasze typy? Wrzucajcie je w komentarzach, mam chrapkę na coś zupełnie nowego. Polecicie coś?

wtorek, 3 września 2013

London Grammar

London Grammar to trio pochodzące z Londynu. Hannah Reid, Dot Major i Dan Rothman poznali się jakieś cztery lata temu na uniwesytecie w Nottingham. Po kilku występach w londyńskich klubach muzycy zdecydowali się opublikować swój pierwszy utwór ,,Hey Now". Podbił on serca angielskich bloggerów i słychaczy amatorskich stacji radiowych, którzy ogłosili London Grammar następcami The XX i Florence and The Machine. Hipnotyzujący, syreni wokal Hannah rzeczywiście przypomina nieco Florence, jest jednak trochę cieplejszy i  idealnie pasuje do tekstów. Ich muzykę można sklasyfikować jako chillout, indie pop czy new wave.




Zespół wydął na razie dwie EPki- ,,Metal&Dust" oraz ,,Wasting My Long Years". Dziewiątego września ma się pojawić ich pierwszy longplay, ale już dzisiaj możecie go posłuchać o tutaj .
Jest on utrzymany w podobnym klimacie co poprzednie EPki. Wyraźne klawisze, melancholijna gitara oraz przeszywający wokal Hannah. Na żywo brzmią równie dobrze, szczęściarze mogli się o tym przekonać na tegorocznym festiwali Tauron Nowa Muzyka.


Bardzo polecam! Po pierwszy przesłuchaniu albumu można się zauroczyć.

czwartek, 22 sierpnia 2013

XXANAXX- EP

Po raz kolejny powtórzę moje stwierdzenie sprzed kilku postów, że polska muzyka ma się coraz lepiej! Oczywiście ciągle wiele jest zespołów które potrafią śpiewać tylko z playbacku i to w kółko te same hity. Jednak ta opinia odnosi się przede wszystkim do raczej komercyjnych twórców, gdyż ci niszowi świetnie dają sobie radę. Jednym z zespołów nieznanych szerszej publiczności ( narazie) jest XXANAXX.

W skład duetu wchodzą: moja ziomalka Klaudia Szafrańska ( piszę ziomalka bo ta dziewczyna pochodzi z Konina- miejscowości z której pochodzę) oraz producent Michał Wasilewski.

19-letnią Klaudie możecie już pewnie kojarzyć z II edycji telewizyjnego talent show. Zwróciła ona uwagę jury oraz widzów swoją interpretacją utworu ,,Animal" w oryginale wykonywanego przez projekt Miike Snow. Klaudia odpadła jednak z programu tuż przed wyborem finałowej dziewiątki. Na całe szczęście jej muzyczna kariera nie zakończyła się na występie w komercyjnym talent show.

Po programie Klaudia rozpoczęła poszukiwania producenta. W tym samym czasie wokalistki poszukiwał właśnie Michał Wasilewski znany też pod pseudonimem Voo oraz Lance Flare. Podobno wystarczyło im jedno spotkanie by podjąć decyzję o wspólnej współpracy. Połączyła ich na pewno wspólna pasja, jaką jest muzyka elektroniczna, wypełniona analogicznymi dźwiękami, głębokimi basami co z wykorzystaniem automatu perkusyjnego i fenomenalnie zmysłowego wokalu Klaudii daje niezwykłe efekty.

,,Disappear"  przy wykorzystaniu prostych dźwięków i pięknego wokalu tworzy spokojne ale wciągające wejście w materiał zgromadzony na EP-ce. ,,Broken Home" urzeka delikatnymi dzwonkami i klasyczną chillwave'ową aranżacją. Na ,,Got U Under" zostajemy zaskoczeni głębokim basem i wyraźną perkusją. Dodatkowo na krążku znalazły się trzy remiksy Enveego, Spiska Jednego oraz gwiazdy brytyjskich klubów- xxxy.

Duet powoli staje się coraz bardziej znany polskiej publiczności i nie tylko. Zagrali na najważniejszych polskich festiwalach: Openerze, Audioriver. Niebawem będziecie mogli ich usłyszeć na warszawskim Selectorze. 

Ta EP-ka narobiła mi wielkiego apetytu na pełnowymiarowy album, który (mam nadzieję) ukaże się jak najszybciej!  Jest także dowodem na to, że w Polsce można i to z powodzeniem produkować muzykę electro pop'ową i chillwave'ową na naprawdę wysokim poziomie. Zachęcam do posłuchania!




Podoba się Wam?

poniedziałek, 29 lipca 2013

Disclosure- Settle

Disclosure to duet Guy'a i Howarda Lawrence, czyli dwóch braci pochodzących z Londynu. Pomimo młodego wieku ( rocznik '91 i '94) Lawrence grają tak jakby całą wiedzę o muzyce klubowej wyssali z mlekiem matki.  Być może coś w tym jest, gdyż pochodzą z muzycznej rodziny. Ojciec grał na basie a matka była wokalistką. Nic więc dziwnego, że od małego sięgali po instrumenty i płyty.

Ich pierwszy singiel zatytułowany ,,Offline Dexterity" wydali w 2010 roku w wytwórni Moshi Moshi, która w Wielkiej Brytanii ma status wylęgarni talentów.  3 czerwca 2013 premierę ma ich pierwszy studyjny album ,,Settle".

Debiutancki krążek Disclosure to czysta parkietowa przyjemność. Przejrzysta i bez zbędnych dodatków, które odwracałyby uwagę od tego co w nim najlepsze czyli taniec i dobra zabawa. Dominuje tutaj oczywiście muzyka klubowa zanurzona w brzmieniach house i syntezatorowego popu a wszystko to doprawione jest genialnymi wokalami Sam'a Smitha, Jessie Were, Jamie'ego Woon'a, Aluny Francis, Elizbeth Doolittle, Ed'a Mac'a czy Sashy Keable.

,,Voices" czy bardziej przebojowe ,,F For You" i ,,Latch" to ukłon w stronę muzyki klubowej lat 90 ze wskazaniem na garage house ( połamane beaty, głęboki bas, leniwe i spowolnione syntezatory). Chłopaki serwują nam tutaj nie tylko powrót do przeszłości, pozostałe utwory to nowoczesne kompozycje w popowym odcieniu. Nie będę się pewnie wyróżniać jeśli powiem, że moimi faworytami są ,,White Noise" i ,,You & Me", z których ten ostatni uzależnia! Jak już się go raz usłyszy będzie się go nucić bez końca...
W ,,Contess To Me" zmysłowo uwodzi nas Jessie Were, a prawdziwym majstersztykiem jest ,,January" wyśpiewany przez Jamie'go Woon'a.



Trzeba jednak przyznać, że w dość prostolinijny sposób Panowie z Disclosure zdobyli swój sukces. ,,Settle" przeznaczony jest do słuchania przede wszystkim na parkiet, przy każdym kolejnym przesłuchaniu traci swoją moc i obnaża nieco mało intrygujący, jednolity charakter. Wydaje mi się, że jest to album którego nie należy rozkładać na czynniki pierwsze. To jedna z tych płyt którą należy po prostu słuchać i dobrze się przy tym bawić. Must listen to tego lata!!

wtorek, 9 lipca 2013

Open'er Festival- moje wrażenia

Kolejna 12 edycja Heineken Open'er Festival przeszła już niestety do historii :( Cztery dni cudownej muzyki na żywo, ponad setka artystów na pięciu scenach, dziesiątki tysięcy fanów przewinęły się od 3 do 6 lipca w Gdyni.




Był to mój trzeci Open'er i z pewnością nie ostatni! Nie mam pojęcia co takiego jest w tym festiwalu że potrafi tak oczarować i sprawić, że jak się już tam raz pojedzie chce się wracać co roku... Muzyka, interesujący ludzie, morze, słońce ( w tym roku było go pod dostatkiem) i niesamowita atmosfera. Jedynym moim bólem w trakcie trwania festiwalu jest to, że nie mogę się rozdwoić ani roztroić by zobaczyć wszystkie te koncerty które chce zobaczyć. Pomimo tego, iż może w tym roku line- up nie był super powalający jednak znalazło się na nim wielu artystów których bardzo chciałam usłyszeć i zobaczyć na żywo. Musiałam oczywiście zadecydować i zrezygnować z kilku kosztem innych, czasem wybór okazał się lepszy lub gorszy... takie życie. 

Poniżej moja relacja z poszczególnych dni i koncertów. Oczywiście są to tylko i wyłącznie moje osobiste wrażenia i opinie z którymi nie musicie się zgadzać, zachęcam do dyskusji ;)


Dzień 1

Dawid Podsiadło- udana, debiutancka płyta Dawida równie dobrze zabrzmiała na żywo. Świetny wokal, i co moim zdaniem było przeurocze- stres i zdenerwowanie tego wokalisty w trakcie koncertu było dowodem, że w ten młody chłopak w pełni zasłużył sobie na to. Niesamowite było jaką energie dawała muzyką sama publiczność, która bez problemów śpiewała z artystą kolejne utwory. 

Mikromusic- wielkie wrażenie zrobił na mnie pięknie brzmiący na żywo wokal Natalii Grosiak, który idealnie uzupełniał jazzowo- smooth'owe instrumentarium. 

Editors- najlepszy moim zdaniem koncert dnia! To był mój pierwszy koncert tego zespołu i byłam pod dużym wrażeniem. Dzięki niemu zespół przekonał mnie do swojej najnowszej płyty, ,,A Tone of Love" i ,,Sugar" zawładnęły moim sercem na dłużej. Stare hiciory natomiast wypadły niezwykle energicznie. Na zakończenie usłyszeliśmy niesamowite wykonanie ,,Papillon".

Alt.J- organizacyjna katastrofa... cała reszta rewelacyjnie!! Nie mogę zrozumieć jak można zespół który chce zobaczyć większość festiwalowiczów wrzucić na Tent Stage. Nie było sposobu by w sposób komfortowy zobaczyć i pobawić się na tym występie... Sam koncert pełen był emocji i radości muzyków zaskoczonych publicznością która wyśpiewywała i przeżywała każdą piosenkę razem z nimi. Nie da się ukryć, że ci muzycy mają ogromny talent i nie gwiazdorzą. Największe szaleństwo ogarnęło publiczność w tym mnie podczas ,,Fitzpleasures" oraz ,,Breezeblocks".

Dzień 2

Sorry Boys- pisałam Wam o tym zespole na blogu i byłam bardzo podekscytowana tym że będę mogła w końcu usłyszeć ich na żywo. Obyło się niestety bez rewelacji, chwilami wręcz przynudzali...

Tame Impala- na scenie głównej znaleźli się zupełnie przypadkiem zastępując Modest Mouse którzy odwołali swój koncert. Odniosłam wrażenie, że niestety czuli się tam trochę zagubieni i przerażeni. Psychodeliczne, surfowe brzmienie rodem z lat 60tych nie miało dostatecznej mocy by porazić publiczność dlatego pozostałą część koncertu spędziłam na piwku ;)

Arctic Monkeys- dla wielu zbyt słaby dla mnie bardzo dobry koncert! Usłyszeliśmy wiele hitów ,,I Bet You Look Good On The Dancefloor", ,,When The Sun Goes Down", ,,Dancing Shoes"przy których było istne szaleństwo i widać że energia zespołu udzieliła się publice. Jeśli chodzi o jakoś dźwięku, Małpki brzmią jak z płyty! Koncert minął nawet nie wiem kiedy, a na zakończenie zagrali jeden z moich ulubionych utworów ,,505"

Dzień 3

Skunk Anansie- jakoś nigdy nie byłam wielką fanką twórczości Skin i Skunk Anansie, jednak po tym koncercie wszystko się zmieniło. Skin biegała po scenie jak dzika, schodziła do fanów, wchodziła w tłum i nawet pozwoliła ponieść się fali. To wszystko w połączeniu z ich muzyką zrobiło duże wrażenie. Zespół zagrał zarówno stare kawałki jak ,,I can dream" czy ,,Hedonism" jak i utwory z nowej płyty.

Queens Of The Stone Age- najlepszy koncert całego festiwalu!! ,,Jesteście najlepszym tłumem na naszej trasie"- krzyczał ze sceny Josh Homme, wokalista QOTSA. Fani pokazali, że uwielbiają i potrafią śpiewać ich największe przeboje i entuzjastycznie przyjmują kawałki z nowej płyty. Była moc, energia i rock& roll w czystej postaci!! Dodatkową atrakcją były kapitalne animacje wyświetlane podczas występu. Cały Openerowy koncert możenie obejrzeć tutaj. Polecam!!

The National- po tak energetycznych koncertach Skunk Anansie i QOTSA przyszedł czas na nieco leżejsze piękne zakończenie koncertów 3 dnia na Main Stage. Uwielbiam ten zespół i strasznie cieszyłam się, że nie było tłumów i mogłam spokojnie zająć sobie komfortową miejscówkę pod sceną i przeżyć ten koncert w pełni. Pomimo początkowym problemów zespołu ze zgraniem się było pięknie! 




Dzień 4

Kings Of Leon- oblężenie fanów jakie przeżył tego dnia festiwal było przerażające... wszyscy chcieli zobaczyć Królów. Większość oczywiście była rozczarowana samym koncertem a ja nie.  Być może dlatego, że byłam przygotowana przez znajomych do tego, że Kingsi rzadko odzywają się w trakcie koncertu i są jakby w swoim własnym świecie. I tak podobno było dużo lepiej niż podczas openerowego koncertu w 2009 roku. Nagłośnienie w dalszej części pola było co prawda kiepskie, dlatego postanowiłyśmy zmienić miejscówkę i było dużo lepiej. Największą radość wywołały oczywiście ,,Use Somebody" i ,,Sex on Fire". 




Być może nie powinnam, ale nie mogę się powstrzymać od skomentowania zachowania niektórych ludzi na koncertach. Po co i na jaką cholerę wydajecie 370 albo 470 zł żeby przyjechać na festiwal i podczas koncertu urządzać sobie pogaduchy, migdalić się albo stać jak kołek i przeszkadzać innym!? Nie potrafie tego zrozumieć... a jestem dość wyrozumiałą osobą. Niestety takich sytuacji byłam świadkiem, i to były jedyny niezrozumiały dla mnie zupełnie fakt.



Tak oto minęły kolejne najlepsze cztery dni mojego życia. Koncerty, dużo dobrej muzyki, nowe, ciekawe znajomości, dużo radości i pięknie spędzonych chwil!

P.S Dziękuje Ci Mała za kolejny cudowny Open'er razem :*


Więcej swoich fotek i filmików wrzucę Wam później jak tylko dostanę kabel do aparatu, który udało mi się przemycić na festiwal ;)






poniedziałek, 17 czerwca 2013

The Boxer Rebellion- Promises

To jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie tegorocznych albumów. O poprzednim krążku The Boxer Rebellion pisałam Wam wcześniej na blogu: http://for-ears-and-mind.blogspot.com/2012/10/the-boxer-rebellion-cold-still.html . ,,The Cold Still" przez długi czas nie schodził z mojej playlisty i pomimo małej popularności  zespołu i samej płyty, zajmuje ona szczególne miejsce w moim sercu . ,,Promises" niestety daleko do tej wyjątkowej melancholii jaką mogliśmy znaleźć na ,,The Cold Still"

Singlowy i pierwszy utwór na płycie ,,Diamonds" wyróżnia się na tle całości.  Klimatyczne brzmienie i lekkość gitarowych riffów to jest to za co pokochałam ten zespół. Cała reszta brzmi trochę wymuszono i niestety nie trafia do mnie :( Oczywiście ,,Don't Be Loved" ma całkiem niezłą końcówkę a ,,Keep Moving" brzmi jak jakiś niepublikowany przebój U2. To dobra piosenka, niestety tylko tyle można o niej powiedzieć. ,,You Belong To Me" to słodki, festynowy przebój... W dodatku to co było wielką zaletą tego zespołu czyli głos Nathana, tutaj mnie drażni. Sytuacje ratuje nieco ,,Dream" z rozmarzoną i senną gitarą i ,,Promises", który robi całkiem niezłe wrażenie. Po przesłuchaniu całości, zaczęłam zastanawiać się co się stało... I nie mam pojęcia!?

Ten blog, to miejsce w którym piszę o albumach które znaczą wiele w moim życiu i które zrobiły na mnie jakieś wrażenie, wywołały emocje, uczucia. Ta płyta taka nie jest... i gdyby nie poprzednie ,,Cold Still" ta recenzja nigdy nie znalazłaby się tutaj. Oczywiście każdemu może się zdarzyć dlatego daję The Boxer Rebellion spory kredyt zaufania. Czuję się jednak bardzo rozczarowana...