Album otwiera najbardziej erotyczno- rockowy utwór ,,Do I Wanna Know", który to hipnotyzuje, fascynuje i wciąga. Gitarowy riff pokochałam od razu, buduje napięcie i prowadzi przez kawałek. Singlowe ,,R U Mine" było zapowiedzią zmian w stylu Brytyjczyków i powrotem do starego dobrego grania. Na żywo porywa jeszcze bardziej!! Koncertowym murowanym hitem jest też ,,Arabella", ostre riffy, świetna perkusja. Perkusista Matt Helders dał na tej płycie ogromny popis swoich umiejętności. Małpowych ballad jest tutaj tym razem niewiele: ,,No.1 Party Anthem", ,,Mad Sounds" i ,,I Wanna Be Yours". Nie są podobne do siebie poza oczywiście tekstem, który opowiada o tym razem dorosłej miłości. Nie sposób się im oprzeć. ,,Fireside" to perełka- rozmarzony, nieco bardziej popowy kawałek utrzymany w duchu lat 80 i ku mojej radości przypomina trochę ,,505". Dwa ostatnie kawałki to kolejne skarby, ballada o której pisałam wcześniej ,,I Wanna Be Yours" i ,,Knee Socks" z gościnnym udziałem Josha Homme ( frontmana Queens Of The Stone Age").
,,AM" możemy nazwać chyba najbardziej dojrzałym i przemyślanym dziełem Arctic Monkeys. Muzycy brzmią już jak rockowi wyjadacze! Udowodnili nim, że potrafią grać i tworzyć na poziomie swojego debiutu. Ten album ocieka rockowym erotyzmem i hipnotyzującym brzmieniem. Obowiązkowy must have tej jesieni!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz