czwartek, 30 maja 2013

Dawid Podsiadło- Comfort And Happiness

Odkąd usłyszałam głos Dawida w drugiej polskiej edycji X-Factora obawiałam się nieco o karierę muzyczną tego młodego, zdolnego człowieka. Poprzedni laureaci owego komercyjnego talent show znikają gdzieś, nie potrafią nagrać dobrych albumów albo trafiają na złych doradców i sprawdzają się jedynie w znienawidzonych, odtwórczych coverach. Na szczęście Podsiadło pomimo kilku wpadek (m.in. bardzo słaby duet z Tatianą Okupnik) nie dał narzucić sobie tego co ma nagrać, nie zrobił z siebie gwiazdy i skupił się przede wszystkim na muzyce.

,,Comfort And Happiness" swoją premierę miała 28 maja tego roku, jednak już od 21 maja można ją odsłuchać w serwisie Deezer.com. http://www.deezer.com/pl/album/6575795

Album składa się z trzynastu utworów, które powstały przy współpracy z Bogdanem Korackim. Nic Wam to nazwisko nie mówi? Otóż ten muzyk i kompozytor jest producentem płyt m.in. Brodki, Ani Dąbrowskiej czy Karoliny Kozak. Wracając do zawartości, osobiście zdecydowanie wolę Dawida śpiewającego po angielsku, na szczęście tylko dwa kawałki na tym krążku posiadają polskie teksty. Już po usłyszeniu singla ,,Trójkąty i kwadraty" przeczuwałam, że  będzie to dobry album ale nie spodziewałam się takiej muzycznej perełki. Być może piszę tą recenzje pod wpływem emocji jakie wywołały we mnie pierwsze dźwięki jednak zdaje mi się, że będzie to jeden z lepszych polskich debiutanckich albumów tego roku. Nastrojowe połączenie alternatywy z elementami elektroniki a to wszystko doprawione pięknym, dojrzałym wokalem Dawida. Jego aksamitny i zarazem tajemniczy wokal idealnie pokazuje delikatność utworów, ale też ich moc i siłę. Jednocześnie spokój w głosie tego 20-letniego artysty przywodzi na myśl klimatycznego indie rocka z Wysp Brytyjskich. Czuć oczywiście inspiracje twórczością U2, Oasis i Coldplay. Wszystkie kompozycje przyciągają jak magnes. Po przesłuchaniu całości automatycznie wracamy do początku i tak w nieskończoność... Serio! W wyjątkowy trans wprowadza utwór ,,Elephant" który obok ,,Vitane" i ,,And I" jest moim ulubionym. Minimalizm i skromność wygrywają tutaj we wszystkich kategoriach. Dawid daje się nam poznać nie tylko jako znakomity wokalista, ale również jako zdolny kompozytor i ujmujący tekściarz. W jego twórczości smutek przemieszany jest z okruchami nadziei a radość występuje w towarzystwie melancholii.

Na ,,Comfort And Happiness" musieliśmy czekać dość długo ale być może dzięki temu czuć, że ten album nie był tworzony pod presją, a praca nad nim wynikała przede wszystkim z potrzeby serca. Kontakt z jej efektami stanowi bowiem poruszającą ucztę duchową. Nie wiem czy zostanie ona dostrzeżona, może wręcz przeciwnie przemknie zapomniana i niedoceniona. Mnie ten debiut wzruszył i poruszył. Nie widzę na nim żadnych złych kompozycji są tylko dobre, bardzo dobre i te znakomite. I samoistnie, zrodziło się we mnie pragnienie posiadania go na winylu i odtwarzania przy pomocy starego, leżącego gdzieś na strychu, pokrytego kurzem gramofonu. Rozkoszując się komfortem i szczęściem płynącym z słuchawek i łagodnie rozchodzącym się po całym ciele...









poniedziałek, 27 maja 2013

Junip- Junip

Po oświetlonej i rozgrzanej amerykańskim słońcem ulicy San Francisco staczają się i radośnie podskakują kolorowe piłeczki. Lecą w dół spontanicznie i nieprzewidywalnie a w tle słyszymy piękną piosenkę śpiewaną do akustycznej gitary przez faceta o ciekawej barwie głosu. Dopiero na samym końcu pojawia się hasło reklamujące nowe telewizory Sony... Pamiętacie tą reklamę? 


Facet z charakterystycznym, hipnotyzującym głosem to Jose Gonzales- pieśniarz i gitarzysta pochodzący ze... Szwecji ;) To właśnie piłeczki i jego wersja utworu ,,Heartbeats" z repertuaru The Knife,  odkryły dla świata- Gonzalesa. Ten artysta wraz z Eilasem Arayą i Tobiasem Winterkornem tworzą zespół Junip. Połączenie sił i początek nagrywania materiału wspólnie z dwoma partnerami okazało się strzałem w dziesiątkę. Bo i ile Gonzales solo był ładny to Junip jest intrygujący. Umiejętnie łączy akustyczne brzmienia gitar, łagodny głos lidera z przesterowanymi klawiszami rodem z lat 60, współczesnymi bębnami i kosmicznymi dźwiękami syntezatora. Zespół w 2005 roku wydał minialbum ,,Black Refuge EP". Rok później nagranie ,,Carsick" pojawiło się na składance ,,Money Talks- a Tribue to The Bear Quartet". A w 2010 roku ukazała pierwszy pełnowymiarowy album ,,Fields". 

Następcą wspomnianego,,Fields" został wydany 23 kwietnia 2013 roku imienny album, nadal ekponujący folkotronikę i możliwości wokalne Gonzalesa. ,,Junip" to żadna rewolucja, ale 10 uroczych neo- folkowych piosenek. Już rozpoczynający ,,Line of Fire" skradł moje serce. To nieskazitelne piękno leniwej melodi o nieco psychodelicznym posmaku. Dźwiękami analogowego syntezatora czaruje ,,Suddenly". A przebojową melodie i znakomity refren znajdziemy w ,,Your Life Your Call". Trudno się do czegokolwiek przyczepić, ,,Junip" to krążek pełen melancholijnych melodii i akustycznych balladowych dźwięków. Całość ukazuje wyjątkowość zespołu, który potrafi połączyć ze sobą typowo szwedzką melodykę, psychodeliczne ciepłe dźwięki, popowe rozmarzenie i smutek. Kto nie szuka rewolucji będzie zadowolony, według mnie to po prostu bardzo dobra płyta i na pewno będę do niej wracać. 



W lipcu zespół przyjedzie do Polski by wystąpić podczas Heineken Open'er Festival :)

środa, 22 maja 2013

Fair Weather Friends

Energetyczni, nowatorscy i niezwykle zdolni. Nasi- polscy, choć nazywają się i grają z ,,angielska". Jeżeli jeszcze o nich nie słyszeliście to nie wiecie co tracicie, ale na całe szczęście ja mogę Wam ich przedstawić i gorąco polecić- zespół Fair Wether Friends.

Dwa lata temu jeszcze nikt o nich nie słyszał, a zespół powstał w 2011 roku w Czeladzi. Panowie otwarcie deklarują swoją fascynację muzyką elektroniczną i muzyką taneczną lat 70 i 80. FWF występują aktualnie jako kwartet: Maciek Bywalec- perkusja, pady perkusyjne; Paweł Czyż- gitara basowa, instrumenty klawiszowe; Mateusz Zegan- gitara, fx, produkcja i Michał Maślak- wokal, teksty, gitara. To właśnie Michała, a nie Caleba Folowilla z Kings Of Leon słychać w ich singlowym przeboju ,,Fortune Player". Oczywiście, dla niektórych osób może to być atut tej kapeli, a dla innych ich największy minus. Nie zmienia to jednak faktu, że głos wokalisty FWF jest wyjątkowy. Poza tym, mało kto w naszym kraju potrafi w ten sposób śpiewać po angielsku. Michał robi to bardzo czysto bez polskiego akcentu, śmiem twierdzić- perfekcyjnie.

W marcu 2012 roku FWF wydali swoją debiutancką EPkę zatytułowaną ,,Eclectic Pixels". Zaledwie po trzech miesiącach od jej wydania zespół znalazł się w line-up'ach dwóch największych, polskich festiwali: Heineken Open'er Festival i Coke Live Music Festival. Oprócz tego, Panowie otrzymali tytuł ,,Nadziei 2013" przyznany im przez Roxy Fm oraz wyróżnienie przyznane przez Piotra Metza w konkursie Skoda Auto Muzyka.

EPka ,,Eclectis Pixels" zawiera cztery utwory wyróżniające się przede wszystkim świeżym brzmieniem. Przebojowe ,,Fortune Player" ( podkład muzyczny klipu promującego Coke'a), dynamiczne ,,Floating", spokojniejsze ale uzależniające ,,Mellow Walls" i orzeźwiające ,,All Out" łączy jedna wspólna cecha. Utwory są bardzo dobrymi, spójnymi ale nie nudnymi kompozycjami i posiadają fantastyczną i ciekawą warstwę muzyczną.

W Dzień Kobiet ukazała się kolejna EPka tego kwartetu- ,,Fly By". To wydawnictwo zawiera piosenkę autorstwa FWF i jej trzy remixy autorstwa Gazeli, No Drama i UL/KR. Po jej przesłuchaniu stwierdzam, że posiada wszystko by osiągnąć sukces, chwytliwy refren, błyszczące dźwięki syntezatorów i dopieszczone brzmienie perkusji i gitar. Remixy także wyszły całkiem nieźle.

Oba dzieła chłopaków z Czeladzi warte są uwagi. Słucha się ich lekko i z przyjemnością. Ja nie mogę się już doczekać pełnowymiarowego albumu zespołu. Takiej muzyki w Polsce mi brakowało!

A jeżeli ktokolwiek wątpi w potencjał tych muzyków koniecznie powinien usłyszeć ich na żywo! Podczas tegorocznych Agronaliów Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniua, FWF zagrali rewelacyjnie. Zaprezentowali swoje premierowe kawałki, które znajdą się na debiutanckim albumie, covery w niespotykanej aranżacji jak i również dobrze znane utwory z wydanych EPek. Grupa zaraża swoją energią, sama się o tym przekonałam. I byłam pod wrażeniem szczerego i autentycznego pokazu, który spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem i świetną zabawą w tanecznych rytmach.
















sobota, 11 maja 2013

Toro Y Moi- Anything In Return

Jeszcze niedawno ktoś o pseudonimie Toro Y Moi był mi zupełnie nieznany, gdyż do tej pory nie miałam jakoś okazji zapoznać się z jakimkolwiek wcześniejszym wydawnictwem tego artysty. Po natrafieniu gdzieś w sieci na jego najnowsze dzieło ,,Anything In Return" nie miałam innego wyjścia musiałam dogłębnie przestudiować wszystkie ( jakie tylko znalazłam) informacje na temat Toro, a właściwie Chazwick'a Bundick'a.

Toro Y Moi ( wymowa toro-i-mua) swoją nazwę zaczerpnął z języka hiszpańskiego i francuskiego, a oznacza ona dokładnie byk-i-ja ;-)

Twórca projektu, wspomniany Chazwick Bundick, urodził się w 1986 roku w Stanach Zjednoczonych a dokładniej w Columbi ( Karolina Południowa). Swój pierwszy długogrający album ,,Cause of This" wydał w 2010 roku. Został on bardzo różnie przyjęty przez media. Rok później pojawił się ,,Underneath the Pine", o którym posypały się pochlebne recenzję zarówno w Polsce jak i zagranicą. Generalnie jego muzyka kojarzona jest z gatunkiem chillwave (glo- fi, hypnagogic pop), jednak ostatnie porodukcje (,,Underneath the Pine" i ,,Anything In Return") zbliżyły go bardziej do nurtu autorskiego popu z elementami R&B i funku.

22 stycznia 2013 roku swoją premierę ma najlepszy moim zdaniem album tego producenta ,,Anything In Return". Inteligentnie i dojrzale łączy on na nim najróżniejsze gatunki, brzmienia, barwy i faktury. Nie znajdziemy na nim elementów niepewnych, nijakich. To krążek niezwykle świadomego, przekonanego do swojej racji ale nie zarozumiałego artysty. Tuataj Chaz dużo bardziej ukazuje swoje przebojowe, ,,mainstreamowe" oblicze, a efektem tego są nieprzesłodzone popowe refreny i melodie. Ponadto, ta płyta to kawał dobrej, solidnej roboty. Takie utwory jak ,,Say That", ,,Harm In Change", ,,So Many Details", ,,Rose Quartz" to główne powody mojego wielokrotnego powrotu do tego wydawnictwa. Te ciepłe klawisze i przyjemne tempo docierające do mich uszu dają ukojenie i wewnętrzną harmonię. 
Toro dowiódł, że jest jednym z czołowych twórców czarnych brzmień. Jako jeden z niewielu potrafi utrzymać perfekcyjną równowagę między tanecznym beatem a rythm&bluesową wrażliwością. Delikatny wokal najczęściej zestawiany z szorstkim podkładem jest tutaj dodatkową, niepospolitą atrakcją.



Krótko mówiąc, ,,Anything In Return" to zbiór trzynastu leniwych aczkolwiek bardzo wpadających w ucho piosenek, które mogę polecić każdemu. Ciężko powiedzieć czy ta produkcja wnosi totalną świeżość, przynosi na pewno odwołanie do syntetycznego funku z lat '80 i house z drugiej połowy lat '90.  Pewne jest że, Chazwick nie daje o sobie zapomnieć, wciąga w swój taneczno- chillwave'owy świat i udowadnia, że może zajść jeszcze bardzo daleko. 




poniedziałek, 6 maja 2013

Inc.- No World


W wypadku tego albumu ponownie sprawdziła się u mnie zasada, że pierwsze wrażenie nie zawsze jest wiarygodne. Przyznaje się, zatem ta recenzja powinna była pojawić się dużo dużo wcześniej. Zmiękłam jednak, i pomimo początkowej niechęci do ,,No World" i późniejszych kilkumiesięcznych ponownych podchodów do tego krążka w końcu udało mi się przyjąć go ciepło i entuzjastycznie. To jednak z całą pewnością nie jest muzyka, która powali Was na kolana. Wielu zapewne uzna ją za nudną i monotonną tak jak ja na początku. A tak naprawdę, warto okazać jej odrobinę cierpliwości. Człowiek miejski, gruboskórny przyzwyczajony do hałasu ulicy i klubowego łubudubu przy zetknięciu z subtelnymi dźwiękami Inc. musi przestroić się na zupełnie inną częstotliwość. W innym wypadku, nie doceni i nie zauważy niezwykłej łagodności jaką prezentują w swoich utworach Andrew i Daniel.


Andrew i Daniel Aged to bracia pochodzący z Los Angeles. Pomimo swojego młodego wieku rodzeństwo ma już na swoim koncie współpracę z takimi gwiazdami jak Elthon John czy Pharell Williams, w końcu postanowili spróbować sił w swoim własnym repertuarze pod szyldem Inc. Andrew odpowiada za gitary i wokal a Daniel gra na basie i zajmuje się produkcją. Materiał na swój pierwszy longplay, bracia zarejestrowali zimą 2011 roku. Natomiast, debiutancki album tego duetu ,,No World" swoją premierę miał w lutym 2013 roku. Za inspirację posłużyła im miłość do R&B i soulu z lat 80' i 90'. Swoim debiutem idealnie wpasowali się w falę powrotu do tego rodzaju muzyki, prezentowanego również przez takich artystów jak Jessie Ware, Miguel, Toro Y Moi czy Fran Ocean. Jest w nich jednak, coś co nie pozwala spakować ich do jednego worka z wymienionymi wcześniej artystami. Być może przez to, że ich oblicze ciężko tak do końca określić. Na ,,No World" słyszymy przede wszystkim fantastycznie bujające bity, oszczędne ale aksamitne aranżacje i śpiewane niemal półszeptem wokale. W efekcie dostajemy antyradiowe hity, których największe atuty kryją się głęboko pod powierzchnią. Chciażby kapitalnie brzmiący bas i gitara wygrywające soulowe riffy.



Całą płytę cechuje niezwykła świeżość i lekkość. Jedynym minusem tutaj jest dla mnie wokal Andrew, słaby, pozbawiony charyzmy, trochę jakby zniewieściały, myślę że to on spowodował moje tak długie oswajanie się z tym albumem. W końcu jednak przyzwyczaiłam się do niego i potrafię skupić się na jego klimacie, trochę oderwanym od wielkomiejskiej rzeczywistości. Subtelnym, kojącym i hipnotycznym- te określenia chyb najbardziej pasują do ,,No World".