Świetny debiut londyńskiego
producenta, znanego dotychczas z remiksów dla m.in. Basement Jaxx i M.I.A.
SBTRTK to pseudonim Brytyjczyka Aarona
Jerome, który dołączył do grupy artystów, którzy starają się ukryć swoją
tożsamość kryjąc swoją twarz za maską. W ten sposób z relacji między muzyką i
słuchaczem zniknąć ma kontekst samego twórcy. Jego debiutancki album to muzyka
przyciągająca klubową atmosferą, lekkością, ale też zmysłowymi, soulowymi
brzmieniami. Takim oto sposobem Jerome łączy kawał dobrej basowej muzyki z afrykańskimi
dźwiękami ( sam jest Nigeryjczykiem z pochodzenia). Na albumie widać perfekcjonizm SBTRTK, każda
linia syntezatora i basu jest dokładnie dopracowana. To niesamowite, że
słuchając tej płyty odczuwamy niemal fizyczną przyjemność. Nie oznacza to
jednak, że imponuje on w każdym calu. Kilka utworów wyróżnia się ewidentnie na
tle całego albumu. ,,Wildfire” z Yukimi Nagano (z Little Dragon), ,,Right Thing
To Do” ft. Jessie Ware, czy ,,Pharaohs” to faworyci tego albumu i uwaga
uzależniają! Ten ostatni ,, Pharaohs” zachwyca optymizmem, a wokal i świetnie
brzmienie tworzą naprawdę dobry numer. Nie jest to może płyta, która odmieni
dzieje muzyki elektronicznej, ale na pewno warto ją znać! Mogę jeszcze tylko
dodać, że SBTRTK dał rewelacyjny koncert na tegorocznym Haineken Opene’r Festival! Razem z przyjaciółką dałyśmy się zupełnie porwać tej muzyce, chociaż nie są to w ogóle nasze klimaty ;)
środa, 31 października 2012
poniedziałek, 29 października 2012
Buldog- Laudatores Temporis Acti
Tak jak poprzednia płyta Buldoga, również ta jest pełna jest
własnych interpretacji poezji Tuwima, Asnyka czy Wojaczka. Buldog na początku
swojej kariery był kapelą typowo punk-rockową, jednak ostatnie dwa albumy
kwalifikują raczej ten zespół jako reprezentanta ,,poezji śpiewanej” jednak w
trochę rockowy i co za tym idzie wyjątkowy sposób. Poprzednia płyta zespołu
wywarła na mnie ogromne wrażenie, dlatego spodziewałam się czegoś równie
dobrego lub też jeszcze lepszego i z wielką niecierpliwością czekałam na tą
premierę. Głos Tomasza Kłaptocza bardzo dobrze znam i pewnie wy również z
kapeli Akurat, jednak myślę, że dopiero w Buldogu Tomasz pokazał cały swój
potencjał możliwości wokalnych. Przy całym szacunku do poprzedniego wokalisty
Buldoga- Kazika, Tomasz ma dużo większe możliwości wokalne. Potrafi tak
dyrygować swoim głosem, że bez problemu ukazuje słuchaczowi zarówno barwę
ciepłą i gładką jak i tą dramatyczną. Album Laudatores
promuje utwór ,,Piosenka o
Bośni", szczerze trochę zdziwił mnie ten wybór, gdyż uważam, że ta
piosenka jest stosunkowa najmniej zaskakująca i wręcz nijaka... Na szczęście to
tylko taki mały minusik tej płyty. Utwory takie jak ,,Humoreska", ,,Jeżeli Jest", ,,Niczyj" czy ,,Modlitwa za rzeczy" zachwycają
od pierwszych dźwięków. Słuchacz angażuje się w każdy kolejny utwór od
pierwszej do ostatniej sekundy. Należy również wspomnieć o różnorodności
dźwięków na tym albumie, o nudzie nie ma mowy. Bez wahania można powiedzieć że,
płyta Laudatores to kawał
ambitnej polskiej muzyki. Czy będziemy potrafili to docenić...?
środa, 24 października 2012
Polacy też potrafią! L.Stadt- EL.P
Płyta na miarę zagranicznych produkcji! I nie chodzi mi
tutaj o jakieś amerykańskie standardy, tylko o to że ten zespół ma naprawdę w
sobie coś ze starych, rockowych zagranicznych kapeli. Jest tym czego szukałam
od dawna… rockowo- surfowy z fajnym wokalem, kolejne utwory na płycie nie
brzmią tak samo pomimo tego, że są w podobnej stylistyce. Startujemy od „Deth Of
A Surfer Girl” trochę zaleciało Depeszami ale fajny aranż. W ,, Fashion Freak”
usłyszymy idealnie wkomponowane latynoskie rytmy. Właściwie każdy z utworów na
tej płycie jest inny i mógłby być singlem. L.Stadt doskonale wiedzą jak bawić
się dźwiękiem i jak kombinować z wokalem. Tu należy się pokłon w stronę
wokalisty- Łukasza Lacha, to jeden z najlepszych głosów na polskiej scenie
muzycznej! Jest raz niski i zachrypnięty a innym razem wysoki i magnetyczny jak
w ,,Smooth” . Niezwykle ciekawy jest również kawałek ,,Mums Attact”,
stylistycznie bardzo przypominający rockowe hiciory lat 60-tych i 70-tych. Najlepszym kawałkiem na tej płycie jest
jednak dla mnie bez wątpienia ,, Jeff”, jest najbardziej ekspresyjny i trzymający
w napięciu. Ten album to prawdziwa ,,perełka” wypełniona ciekawymi
pomysłami, i pomimo tego że jest dość
krótki to jego zawartość w pełni nam to rekompensuje. Świetnie się go
słucha, przepełnia go niesamowita
energia i radość. Mogę tylko dodać, że za produkcję albumu odpowiedzialny jest
niejaki Mikael Count, znany ze współpracy z Radiohead, No Doubt i New Order!!
wtorek, 23 października 2012
Noon- Bleak Output Special Edition
Zdradzę Wam jedną z moich tajemnic, a jest nią właśnie ten
album. Nowa edycja ( a dokładniej czwarta) klasycznego, niektórym już dobrze
znanego krążka ,, Bleak Output”. Jeśli jesteście w gronie osób nie znających go
jeszcze, nie wiecie co tracicie!!
Noon,
to pseudonim polskiego producenta hip- hopowego Mikołaja Bugajaka. Pierwowzór
został początkowo wydany w Holandii, dopiero później w Polsce. Znajdziemy na
niej sample pozyskiwane wyłącznie z polskich płyt winylowych, które wprowadzają
w niezwykły klimat tego albumu. To co wyróżnia muzykę Noon'a to emocje jakie
biją z każdego kawałka, różnorodność dźwięków które powodują, że nie da się go
zaszufladkować. To muzyka owiana tajemnicą, uczuciami, pięknymi dźwiękami
instrumentów. Ktoś bardzo mi bliski kiedyś przyniósł mi kiedyś płytę CD na
której były właśnie utwory z tego albumu, pamiętam dokładnie ten dzień, pierwszy
odsłuch i każdy kolejny. ,, Bleak Output” przenosi nas w nostalgiczną podróż po
muzyce, nie tylko hip- hopowej. Jest to
płyta której nie można nie znać!! Słuchając bitów Noon'a zostajemy wprowadzeni w
niezwykły świat melancholii, rozmaitości dźwięków, poruszających sampli, które
jakby żyją swoim drugim życiem. Myślę, że nawet osoby nie słuchające rapu nie
mogą przejść obok tej pozycji obojętnie. Bardzo, bardzo gorąco polecam Wam
przesłuchanie chociaż kilku utworów! Z pewnością to nie jest album, którego
słucha się non stop, czy też który można przesłuchać w autobusie w drodze do
pracy. To ucieczka od rzeczywistości, z której ciężko jest wrócić na ziemie.poniedziałek, 22 października 2012
Chłopcy Konta Basia- Demo
Ludowy folklor w postaci ballad, przyśpiewek i gawęd a
wszystko to we współczesnej jazzowej aranżacji. Brzmi ciekawie i zachęcająco i
takie jest. Ta kapela powstała, gdzież by indziej jeśli nie w Krakowie, a
zasłynęła w komercyjnym telewizyjnym show Must
be the music. Szczerze, ja sama pierwszy raz usłyszałam ich właśnie w tym
programie i od razu zaciekawiła mnie różnorodność dźwięków i interesujący tekst
utworu który akurat wykonywali- ,,Sukienka” (genialny kawałek!). Cały zespół składa się z trzech osób: Basi Drylak- wokal, klarnet,
drumla, Marcina Nenko- kontrabas, Tomasz
Waldowski- perkusja. Zadziwiające jest dla mnie, to że trio brzmi lepiej niż
niejedna kilkunastoosobowa kapela!! Wokalistka zespołu- Basia zaraża nas swoją
fascynacją do tradycyjnych pieśni i daje się to odczuć na ich koncertach. Mogę
to powiedzieć to z własnego doświadczenia, gdyż miałam okazje posłuchać
chłopców i Basi na żywo na tegorocznym Heineken Open'er Festival. Moim zdaniem był to jeden z najlepszych koncertów tego festiwalu. Dwudziestokilkuletnia Basia w sposób tak ekspresyjny wyśpiewuje swoje pieśni że
trudno nie zauroczyć się ich muzyką ;) W
połączeniu ze świetnym akompaniamentem tworzy to jazzowo-folkowe rytmiczne
świeże brzmienie. Teksty utworów są pisane w oparciu o zapiski etnografów i
archiwalne nagrania, po to by oddawały klimat
starodawnych przyśpiewek i baśni. Bardzo, bardzo polecam Wam przesłuchanie
tego Dema.
Scoffers- koncert w Dylemat Cafe, Poznań
Kapela zupełnie mi nie znana, na ich koncert trafiłam przypadkiem. Oprócz tego, że jak wiadomo kameralne koncerty mają swój niezwykły klimat to mogę z pewnością powiedzieć, że był to bardzo dobry koncert! Zespół, jak się dowiedziałam powstał w 2011 roku i składa się z piątki młodych ludzi, po których widać, że muzyka jest ich największą pasją.Zespół charakteryzuje połączenie instrumentów klasycznych z elektronicznym brzmieniem samplowanej perkusji tworzonej przez dj’a. Był to jeden z tych koncertów na który z pewnością poszłabym jeszcze raz, i zespół na którego album czekam. Głos wokalistki zespołu w połączeniu z pięknym brzmieniem saksofonu, skrzypiec, syntezatorów, gitary tworzy bardzo ciekawe brzmienie, śmiałabym powiedzieć alternatywne, trip- hopowe. Na koncercie słyszałam jak niektórzy porównywali ich do Portishead, ale ja osobiście nie lubię tego typu porównań. Moim zdaniem zespół brzmi świeżo i dzięki pięknemu, specyficznemu głosowi wokalistki magicznie.
Tres.B- 40 Winks Of Courage
Album sfinansowany w dużej części przez fanów tego
zespołu, sama gdybym wiedziała wcześniej o tej inicjatywie na pewno wsparłabym
ten projekt. Poprzedni, świetny album tej kapeli pełen był różnych instrumentów
ale równocześnie był lekkim artystycznym nieładem. Ta płyta jest zupełnie inna,
subtelnie zaaranżowane utwory, a do tego piękny lekko zachrypnięty głos Misi-
wokalistki zespołu. Jej głos idealnie komponuje się z utworami, które nie raz
wprowadzają nas w zadumę a nie raz tryskają energią i intrygują. Pomimo
różnorodności tego albumu nie możemy powiedzieć, że jest on nie spójny.
Wszystko w piękny, nastrojowy sposób się ze sobą łączy. Nie można tu również
mówić o nudzie, wolniejsze utwory budują
nastrój całego albumu, są ich nieodłączną częścią. Nawet okładka krążka idealnie współgra z jego zawartością.
Różnorodność barw i detali ukazuje jego delikatność jak i zarazem mroczne
oblicze. Moim zdaniem jedna z najlepszych płyt tego roku!
Archive- With Us Until You’re Dead
Wyczekiwany przez
wszystkich album Archive z pewnością nie zawiódł wszystkich fanów tego zespołu.
Nie mogę powiedzieć, że zaliczam się do nich. Oczywiście bardzo doceniam
wszystkie ich albumy, i wracam do nich od czasu do czasu, jednak jakoś nie do
końca działa to na mnie. Jest to tylko i wyłącznie moja subiektywne odczucie.
Wracając do najnowszego albumu Archive, jest bardzo nieźle. Ważną cechą tego krążka jest wyraźny powrót
do korzeni trip- hopowych, w połączeniu oczywiście z muzyką symfoniczną i progresywnym
rockiem. Zespół daje nam na swojej najnowszej produkcji wyraziste melodie oraz
znane nam już piękne wokale i nowy nabytek- Holly Martin- kobieco ale miejscami
mrocznie i zachrypnięcie. Nie zmienię zdania co do tego, że Archive są
mistrzami budowania nastroju. Brakuje mi tylko na nim perełki na miarę znanego
chyba wszystkim ( mam taką nadzieję) ,,Again” czy ,,Lights”. To z pewnością
bardzo dobra płyta, właściwie o każdym z utworów można by napisać oddzielną
recenzję, tylko po co… Myślę, że każdy odbiera je na swój sposób ( to jest
jedna z wielu zalet tej płyty). Jest to muzyka alternatywna, i każdy z osobna
powinien jej posłuchać, sprawdzić i ocenić sam. Moje oczekiwania wobec tej płyty
zostały prawie spełnione.
The Boxer Rebellion- The Cold Still
Trafiłam na nich zupełnie przypadkiem, buszując po sieci i
muszę przyznać, że to jeden z najważniejszych albumów w moim życiu. Zauroczył mnie od pierwszego odsłuchu…
Głęboki, piękny głos Nathana- wokalisty
zespołu działa tak na wszystkie moje zmysły, jak tylko jeszcze wokal Chrisa
Cornella ;)) Każdy kolejny utwór przyprawia o dreszcze, pomimo iż cały album
jest dość melancholijny. Nie brakuje na nim jednak szybszych utworów jak ,,
Step Out Of The Car” czy „ The Runner”. Każdy z utworów ma coś w sobie, jakąś
magie która powoduje że chce go się słuchać cały czas. Ballady ,, No Harm”, czy
przede wszystkim ,,Caught By The Night” wzruszają, są idealne! Ciężko po nich się
otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości. The
Cold Still to trzeci album tego zespołu. Poprzedni równie dobry Union, który był w pierwszej piątce na
liście iTunes w Anglii i USA. Nie można pominąć też tego, że The Cold Still wydany został nakładem
własnej wytwórni zespołu, który chciał pozostać niezależny i chyba wyszło im to
na dobre. Album pokazuje wszystko to co najlepsze w The Boxer Rebellion, czyli
piękny głos Nathana, świetne teksty, poruszające utwory. Skradli moje serce, może skradną i wasze ;)
Na dobry początek...
Zacznę może
od tego czemu postanowiłam założyć bloga. A więc od zawsze największą moją
miłością i pasją mojego życia była muzyka. Jeżeli można być od niej
uzależnionym to z pewnością ja jestem, ale wcale nie mam zamiaru iść na odwyk. Niestety
zostałam pozbawiona jakiegokolwiek talentu wokalnego, a gra na instrumentach
nie do końca mnie kręciła... Wolałam zawsze szukać nowych brzmień, odkrywać
stare albumy, które pokochałam, lub nie. Stare płyty winylowe, kasety
magnetofonowe (Nirvana, Hey, Elvis Costello, Johnny Cash, The Beatles) wyszperane
gdzieś w rzeczach mojej kuzynki, wuja, mamy, były dla mnie największymi
skarbami!
Od jakiegoś czasu kilku moich znajomych, często prosiło
mnie o przesyłanie maili z muzyką którą akurat słucham, która zrobiła na mnie
wrażenie. Chcieli posłuchać czegoś interesującego, świeżego, czegoś czego
wcześniej nie słyszeli, a co im w jakiś sposób poleciłam. Stąd wziął się pomysł
na założenie bloga. Osoby które mają fizia na punkcie muzyki tak jak ja będą
mogły przeczytać co sądzę o danym albumie/ wykonawcy a pozostałe osoby, lubiące
dobrą muzykę, lecz nie mające czasu na to by przeszukiwać sieć będą mogły się
nim zasugerować.
O jakiej muzyce będę pisać? Różnej, nie mogę powiedzieć
jednoznacznie, że będzie to blog o muzyce np. rockowej. Nie mogę również
powiedzieć, że będzie to blog tylko o muzyce współczesnej, bo zapewne napiszę
Wam o trochę starszych krążkach, które zrobiły na mnie duże wrażenie, które w jakiś
sposób zapisały się w moim sercu. Będę pisać również o koncertach, które
mogę wam polecić, lub w których samej uda mi się uczestniczyć.
Jestem otwarta na wszystkie Wasze komentarze zarówno te
pozytywne jak i negatywne, bo oczywiście nie wszystko co podoba się mi musi
podobać się wam. Czekam także na wasze sugestie! Jeżeli jakiś wykonawca/
zespół/ album/ koncert sprawił, że zmieniło się wasze podejście do świata, muzyki,
emocji podzielcie się tym! Być może ta muzyka odmieni nie tylko wasze życie,
ale też kogoś innego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)