Saltillo to pseudonim artystyczny
amerykańskiego malarza, ilustratora i przede wszystkim muzyka Mentona J.
Matthewsa. Jak dla mnie to wręcz muzyczny geniusz! Potrafi grać na wiolonczeli,
skrzypcach, altówce, fortepianie, gitarze, gitarze basowej, perkusji. Wszystkie
te umiejętności są wyczuwalne na jego pierwszej płycie Ganglion. Ten krążek to
połączenie pięknego brzmienia klasycznych instrumentów i elektroniki, jednak nie
tylko to świadczy o wyjątkowości tej płyty ale przede wszystkim jej wyjątkowy
klimat. Główny nurt tej muzyki to na pewno trip- hop, jednak są też szybsze
utwory i cudowne sample. Oprócz tego, że same melodie są ucztą dla naszego ucha
to dodatkowych emocji dostarczają teksty poszczególnych utworów. Ich twórcami
są m.in. William Shakespeare czy Edgar Allan Poe. I tak na przykład w utworze
,,A Hair on the Head of John the Baptist” słyszymy rozmowę Ofelii z Hamletem.
Nie potrafię jednak wyróżnić jakiś konkretnych kompozycji z tego albumu, gdyż
każda z nich jest inna, wyjątkowa i wywołuje różne emocje. Moją uwagę zwróciła
również piękna okładka, na której widoczne są skrzypce na rozmazanym tle lasu. Nie
są one dominującym instrumentem na tej płycie ale bardzo ją wzbogacają. Twórczość
tego artysty jest godna uwagi każdego kto potrafi docenić dobrą muzykę. Mnie
osobiście ten krążek urzekł od pierwszego do ostatniego utworu, jest dość
eksperymentalny ale świadczy to tylko o tym że autor miał wiele dobrych
pomysłów, które potrafił zrealizować. Nie każdemu się spodoba oczywiście ale
warto poświecić jej chwilę swojej uwagi.
wtorek, 27 listopada 2012
piątek, 23 listopada 2012
Ataxia- Automatic Writing
To amerykański alternatywny projekt,
który tworzą: John Frusciante ( były gitarzysta Red Hot Chilli Pepers), Josh
Klinghoffer ( gitarzysta Red Hot Chilli Pepers) i Joe Lally ( basista
zespołu Fugazi). Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego albumu, być może
dlatego, że przez cały okres w RHCP John żył jakby w cieniu Anthony’ego. Jakże
wielkie było moje zaskoczenie po pierwszym przesłuchaniu krążka. To 5 hipnotyzujących utworów, które trwają od 6 do 13 minut. Szkoda, że ten projekt przetrwał
tylko dwa tygodnie, ale dla tych 50 minut ciekawej rockowo- elektronicznej
mieszanki warto było. Ten album kipi energią, i wprawia w niesamowity nastrój.
Jest bardzo dojrzały i ambitny. Nie jest to zwyczajny rock, ale mieszanka
pięknej gitary, perkusji i syntezatora co wprowadza do tej muzyki elementy
nowej fali i elektroniki. Magnetyzuje, chce się go słuchać na okrągło, a utwór ,,The Sides" to mistrzostwo! Zaskakujący jest też dla mnie wyjątkowo dobry i ciekawy wokal Johna i
charakterystyczny styl gry, którego na pewno będzie brakowało na nowych
albumach RHCP. Można powiedzieć, że najlepszy gitarzysta RHCP powrócił z wielką
pompą i nagrał album rewelacyjny! Gorąco polecam!
czwartek, 22 listopada 2012
Sóley- We Sink
Drugi debiutancki album członkini
islandzkiego zespołu Seabear. Ta drobna niepozorna blondynka dotychczas jakby trochę
ukrywała się przed światem. Jednak ten najnowszy krążek pokazuje liryczność i
wrażliwość tej artystki. Ta muzyka przenosi nas w niezwykły klimat jakby rodem
z horroru. Sóley zabiera nas do innego świata, nieco mrocznego gdzie skrzypi
podłoga i z daleka słychać grającą starą pozytywkę. Już sama okładka przykuwa
uwagę i razem z muzyczną zawartością tworzy hipnotyzującą całość. Słuchając tej
płyty w ciemności czuć dreszcze i niepokój a muzyka jest idealnym tłem tego
nastroju. Album otwiera ,, I’ll Drown” z delikatnym dźwiękiem fortepianu,
tamburynu i oddalonej perkusji. Sóley czaruje od samego początku także swoim
głosem delikatnym, marzycielskim i czasem dziecięcym. Mistrzostwem jest
,,Pretty Face” idealnie budujący nastrój niepokoju przy pomocy tamburynu,
pianina i pięknej melodii. Ballada ,,Blue Leaves” uzależnia przepięknym refrenem, który ciężko
zapomnieć. W ,,Kill The Clown” pojawia się nawiązanie do mrocznej
kołysanki, które kreuje bajkowy klimat
stopniowo zmieniający się w senny koszmar. Kontynuacją tego utworu jest ,,Fight
Them Soft”, które sprawia wrażenie zamkniętej w pozytywce melodii. Jest to
znakomity wstęp do momentu jakby najważniejszego na całym albumie, kawałka
,,About Your Funeral” który wywołuje różne odczucia. Klimat grozy przeplata się
z motywami placu zabaw oraz wesołego miasteczka. Zakończeniem całego dzieła
jest ,,Theater Island” utwór pełen tęsknoty ale i nadziei. Całość uchyla nam
jakby rąbek niezwykłego muzycznego świata Sóley. Artystki w pełnym tego słowa znaczeniu.
Niezwykle wrażliwej i bardzo utalentowanej! Mogę tylko na sam koniec napisać, że to płyta jedyna
w swoim rodzaju i genialna pod każdym względem!
środa, 21 listopada 2012
Minerals – White Tones
Kolejny niezwykle zaskakujący polski debiut. W skład zespołu Minerals wchodzi pięciu bardzo utalentowanych muzyków, którzy grają ze sobą tak naprawdę od niedawna. Muzykę zespołu można porównywać do twórczości Coldplay, Radiohead czy Travis, jednak pomimo tego ten album naprawdę mnie zaskoczył. Przede wszystkim dlatego, że jest to polski zespół wzorujący się nieco na brytyjskich zespołach rockowych ale też ukazujący swój własny niepowtarzalny styl. Ich muzyka zaskakuje i czaruje ale jest przy tym przebojowa i alternatywna. Tego albumu słucha się z wielką przyjemnością od samego początku aż do końca. Słysząc ich muzykę w radiu, nigdy nie pomyślałabym że to polski zespół. Oczywiście nie chcę tutaj wygłaszać jakieś twierdzenia, że Polskie znaczy złe, ale z pewnością brakuje nam takich kapel!
Krążek otwiera utwór ,,01010110", który urzekł mnie swoją delikatnością i melancholijnością. Kolejny ,, Last Time" to potencjalny radiowy przebój, choć u nas niestety nim nie będzie... Moim ulubionymi kawałkami z tej płyty są ,, Discount" i ,, Heart& Sea" - są genialne!. Pomimo spójności stylistycznej, ten album nie jest nudny, każdy z utworów wnosi coś nowego, zniewalającego. Jestem pod wielkim wrażeniem umiejętność chłopaków do tworzenia pięknych, szlachetnych kompozycji. To jeden z najlepszych debiutów tego roku!
wtorek, 20 listopada 2012
Bat For Lashes – The Haunted Man
Świeżutki i długo
wyczekiwany przeze mnie album Natashy Khan- brytyjskiej piosenkarki.
Dwa poprzednie ,, Fur And Gold” z 2006 roku oraz ,, Two Suns” z 2009
roku oczarowały mnie swoją baśniową, pełną wyjątkowych dźwięków atmosferą.
Najnowsza płyta, choć nadal oddziałuje na moją wyobraźnie i wrażliwość
całościowo owej magii niestety nie posiada. Jest muzycznie trochę bezpłuciowa i
brakuje na niej pomysłów na zapadającą w pamięć melodie. Być może zbyt wygórowane
były moje oczekiwania, ale ,, The Haunted Man”
wymarzył mi się trochę inaczej. Możliwe, że mój zapał zbyt rozpalił
koncert Bat For Lashes na Haineken Open’er
Festival. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to zły album. Jest on jednak
jakby powtórką tego co mogliśmy znaleźć na poprzednich krążkach, a ja osobiście
oczekiwałam czegoś co znowu mnie oczaruje, zaciekawi. Sama Natasha w jednym z
wywiadów przyznała, że do braku inspiracji na kolejny album, co niestety teraz słychać. Nie widać postępu, który zespół powinien był zrobić w ciągu tych
trzech lat. Poszczególnym utworom niekiedy brakuje nieprzewidywalności i
pięknych melodii, co było niezwykle ważnym elementem poprzednich starych
kawałków. Jednak mimo wszystko album ten i tak wybija się ponad przeciętność. Tym
razem więcej miejsca w muzyce Bat For Lashes zajęła elektronika, być może
trochę za dużo. Pieśni ,,All Your Gold”, ,,Marilyn”, ,,Rest Your Head” czy ,,A
Wall” na szczęście ratują ten album. ,,All
Your Gold” to piękne partie skrzypiec (!!!) i
fenomenalne bębny. Jednak najpiękniejszym kawałkiem w chyba całej
twórczości Natashy jest ,, Marilyn”, dopieszczona w każdej sekundzie melodia
rozwija się dramatycznie i czaruje każdy zmysł. Jak dla mnie cudo!! Dla tych
kilku perełek warto znać ten album i warto na pewno przyjrzeć się bliżej
twórczość Bat For Lashes. Przede wszystkim ze względu na poprzednie, genialne
albumy Natashy.
poniedziałek, 12 listopada 2012
Tres. B at Chmury, Warszawa
O tym bardzo zdolnym trio pisałam już Wam wcześniej. Jednak w ten weekend miałam (w końcu) okazję być na ich koncercie. Bardzo zależało mi na zobaczeniu ich na żywo już na tegorocznym Openerze, niestety zatrzymało nas błoto i deszcz... Na szczęście nie ma tego złego... Koncert w warszawskich Chmurach był z pewnością całkiem inny niż ten na festiwalu. Chociażby dlatego, że koncert w Warszawie odbył się w małym klubie na Pradze, przez co miał wyjątkowy bo kameralny klimat. Wybierając się na ten występ spodziewałam się tłumów, zawiodłam się ale sam koncert zrekompensował mi to w pełni. Zespół rozpoczął od mojego ulubionego kawałka z albumu ,,40 Winks of Courage"- ,,The Goose Hangs High", uwielbiam wstęp do tego utworu a na żywo brzmi to jeszcze lepiej! Cały set Tres. B skłądał się w większości z kawałków z nowej płyty, ale były też i stare utwory np. ,,Visionary"- mój faworyt z ich poprzedniego krążka. Muszę zwrócić też uwagę na bardzo dobry klimat, jaki wokalistka nawiązała z publicznością. A wtórował jej grający na gitarze Oliver Heim, który podbił serca wielu osób swoją łamaną ale jakże uroczą polszczyzną. Nie obyło się oczywiście bez bisu, na którym usłyszeliśmy śpiewany przez Olivera ,, Let It Shine". Po koncercie każdy mógł dostać autograf, osobiście porozmawiać z zespołem i podzielić się wrażeniami, co oczywiście uczyniłyśmy ;) Misia okazała się strasznie fajną sympatyczną, zwyczajną dziewczyną z którą można porozmawiać o muzyce ale nie tylko. Trzymam kciuki za ten zespół, gdyż jest to kapela która nie ogranicza się do jednego stylu w muzyce a poza tym głos Misi jest piękny, delikatny i zauroczy chyba każdego słuchacza.
wtorek, 6 listopada 2012
Bon Iver- For Emma, Forever Ago i Bon Iver
Rozpocznę od debiutanckiego albumu Justina Vernona znanego jako Bon Iver o tytule ,,For
Emma, Forever Ago”. Pomimo tego, że jest to krążek nagrany na starym prostym
sprzęcie jest magnetyczny. Nie ze względu na same utwory, ale dzięki prostemu brzmieniu
i nastrojowi które okazały się w tym przypadku kluczem do sukcesu dla Bon
Iver'a. Trzeba wspomnieć o tym, że nagrywając ten krążek artysta zaszył się na
kilka miesięcy na wsi w domu swojego ojca. W efekcie powstały piękne, skromne
ale pełne emocji utwory, które intrygują od pierwszego przesłuchania- wyciszona
gitara, stonowany śpiew i rewelacyjne połączenie gitary akustycznej z subtelną elektroniką. Dla mnie jest to krążek imponujący i
pokazuje, że nie potrzeba nowoczesnego studia żeby nagrać oryginalne i łapiące
za serce brzmienie a dowodem na to są utwory: ,,Skinny Love", ,,Flume", ,,For Emma", itd.
Rok 2011 pojawia się drugi krążek Vernona, nie zajmę się szczegółowym porównywaniem obu albumów, gdyż pomimo tego, że płyta jest zupełnie inna od poprzedniej jest równie znakomita! Gdy
tylko przesłuchałam pierwszy utwór ,,Perth” wiedziałam, że znalazłam perełkę a
to był dopiero początek. Spokojny, melancholijny wstęp i poruszający głos
Vernona sprawiają, że za każdym razem czuje inne emocje. Na uwagę zasługują
również ,,Holocene”, ,,Towers”, ,,Michicant”, i oczywiście promujący płytę
singiel ,,Calgary". Muzykę
Bon Iver’a ciężko zdefiniować i nie będę chyba nawet próbowała tego robić.
Całość urzekła mnie dopiero po kilku odsłuchach. Jednak z każdym kolejnym odtworzeniem albumu zaczynam zauważać coraz więcej jego mocnych stron, dlatego nie można odrzucać jej zbyt szybko, bo można stracić coś naprawdę pięknego, nieskazitelnego i bardzo cennego.
Całość urzekła mnie dopiero po kilku odsłuchach. Jednak z każdym kolejnym odtworzeniem albumu zaczynam zauważać coraz więcej jego mocnych stron, dlatego nie można odrzucać jej zbyt szybko, bo można stracić coś naprawdę pięknego, nieskazitelnego i bardzo cennego.
sobota, 3 listopada 2012
Sorry Boys- Hard Working Classes
Album co prawda z 2010 roku, ale
nie mogłam go pominąć. Rewelacyjny debiut warszawskiej formacji Sorry Boys
czaruje nie tylko charyzmatycznym głosem wokalistki- Izy Komoszyńskiej, ten
zespół łączy ze sobą dream popową melancholie z rockowym dramatyzmem. Tym
sposobem do naszych rąk trafia album z piękną muzyką i świetnymi,
wielowątkowymi kompozycjami.
Już pierwszy tytułowy numer
przekonuje, że jest to album wyjątkowy. Każdy utwór to zagadka, którą
rozwiązujemy dopiero po dokładnym przesłuchaniu. Najmocniejsze utwory na tym
krążku to z całą pewnością ,, Chance”, ,, Cancer Sign Love” i ,,I Feel Life”,
nadający płycie trochę jazzowego koloru (genialny saksofon!!). Na uwagę
zasługuje również bardziej rockowy, brudny ,,Salty River” z jakże agresywnym
wokalem Izy. Muzycy ubarwiają do tego wszystko intrygującymi dźwiękami,
stworzonymi przez różnorodne instrumenty, które razem tworzą szeroki koloryt
dźwięków od rockowo- jazzowych po egzotyczne. Sorry Boys nie powierzyli
wyprodukowanie albumu żadnemu amerykańskiemu czy też brytyjskiemu producentowi,
utwory zostały zmiksowane tylko i wyłącznie przez Polaków (m.in. Piotra Zygo),
wiadomo jednak, że bez porywających dźwięków i wyjątkowego wokalu żaden
producent nie zrobi wielkiego muzycznego dzieła. W tym przypadku wystarczyła
tylko niewielka pomoc. Bez wątpliwości mogę powiedzieć, że mamy do czynienia z
materiałem bardzo dobrym i niestety zbyt mało docenianym w naszym kraju, a
szkoda. Jeżeli jeszcze nie słyszeliście, przesłuchajcie go koniecznie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)